Przed przeczytaniem poniższego tekstu prosimy zapoznać się z poprzednim artykułem poświęconym funkcjonowaniu systemu edukacji.
Niniejsza propozycja reformy wymaga CHĘCI NAPRAWY SYSTEMU, pieniędzy i czasu.
Czas jej realizacji zależy od pieniędzy, gdyż i nasza propozycja wymaga znacznego zwiększenia środków finansowych.
Jak więc poprawić ów system?
Nauczyciele chcą więcej zarabiać, rodzice chcą by ich dzieci dobrze zdały egzaminy, a w interesie dzieci i młodzieży, choć często uświadamiają to sobie dopiero z czasem, jest by nauczyciel przekazał im wiedzę i wykształcił umiejętności przydatne w życiu społecznym i zawodowym.
Jak pisaliśmy, same podwyżki nie rozwiążą problemu. Nie zmienią systemu, niemniej coś w kwestii finansowej zrobić należy.
Rząd musi patrzeć na budżet, a Prezes Broniarz na solidność barykady na której stoi w konflikcie z władzą oraz stabilność krzesła zajmowanego w związku.
Jakiej by nauczyciele podwyżki nie wywalczyli, całe obecne zamieszanie wokół edukacji ma sens tylko jeśli w jego wyniku wprowadzi się zmiany systemowe.
Po wielu rozmowach z nauczycielami, których rezultatem był poprzedni artykuł, uważamy, iż istnieje rozwiązanie satysfakcjonujące nie tylko strony konfliktu ale również uczniów i ich rodziców.
Umożliwia ono zwiększenie zarobków nauczycieli, przy pozostawieniu, a może nawet zmniejszeniu ich obowiązków, oraz znacznej, a może nawet radykalnej poprawie komfortu i jakości nauczania.
Jakie to będzie obciążenie dla budżetu państwa? Kto inny musi to policzyć.
Odstawmy na bok szczytne hasła, ideały i tego typu wynalazki głoszone od trzech dekad przez teoretyków i nauczycieli „elitarnych” szkół. To się nijak ma do rzeczywistości w większości placówek oświatowych, gdzie często równa się w dół poziom zajęć, do możliwości najsłabszych uczniów.
Nasza propozycja rozwiązuje wszystkie bolączki systemu.
Na czym więc ona polega?
Na zmniejszeniu liczebności klas i to na każdym etapie edukacji, choć im jest on niższy, tym ze względów pedagogicznych jest to mniej istotne.
W rezultacie klas będzie ok. dwukrotnie więcej. Minusem takiego rozwiązania (poza obciążeniem dla budżetu) będą problemy logistyczne w szkołach, w których (i jest to jedyny minus całej reformy) rozwiązaniem jest nauka na dwie zmiany.
Oczywiście druga zmiana nie wchodzi w grę na najniższych szczeblach edukacji, gdzie priorytetem dla rodziców jest zapewnić dziecku od rana opiekę. Jedyne logiczne rozwiązanie tego problemu przedstawiamy w punkcie 4.
Klasy, przystosowane dotychczas do „obsługi” trzydziestu uczniów, będzie można urządzić w sposób, jaki tylko przyjdzie do głowy szkolnej społeczności. Cóż za pole do popisu dla kreatywności.
Możliwe, że najbardziej oblegane szkoły średnie będą musiały ograniczyć przyjęcia. Nie spodoba się to części uczniów ale zyskają „prowincjonalne” szkoły i uczący tam nauczyciele. Poza tym do szkół średnich i tak część młodzieży musi dojeżdżać.
W punktach przedstawiamy problemy i ich rozwiązanie jako rezultat naszej propozycji.
1. Nauczyciele zarabiają zbyt mało, przy nadmiernym obłożeniu obowiązkami.
Przyjmijmy najprostszą kalkulację wynikająca z podziału klas. Nauczyciel do tej pory miał „czysty” etat, czyli 18 godzin tygodniowo. Po podziale klas na pół, ich liczba rośnie do 36 ale załóżmy, że pensum wyniosłoby 27 godzin. Czas pracy „przy tablicy” zwiększy się o 50% ale to samo stanie się z wynagrodzeniem.
Takie pieniądze chyba usatysfakcjonują nauczycieli?
Tym bardziej że…
…PRACY NIE PRZYBĘDZIE, a wręcz przeciwnie.
Prac pisemnych będzie o 25% mniej, podobnie jak uczniów do odpytania.
W dodatku lekcje z mniejszą ilością uczniów będą mniej obciążające psychicznie i fizycznie co powinno zrównoważyć ich większą ilość.
2. Uczeń „słaby” wymaga „pochylenia się” nad nim nauczyciela, jego zwiększonej uwagi i pomocy.
Załóżmy, że klasa liczy maksymalnie 15 uczniów (to naszym zdaniem absolutnie górna granica, byłby to jednak element dynamiczny, w zależności od ilości uczniów w danym roczniku).
W mniejszej grupie atmosfera jest inna, a praca efektywniejsza niż w liczniejszym gronie. To chyba jasne i nie trzeba rozwijać wątku.
Wbrew opinii różnych „ideologów” uczniowie to nie anioły, a mała liczebność klasy sprzyja utrzymaniu kontroli nad przebiegiem lekcji.
Nie piszemy tu o jakichś terrorystycznych metodach, choć i to byłoby łatwiejsze.
W sytuacji, gdy w klasie, dzięki ograniczonej liczebności uczniów, jest możliwe ustawienie ławek np. w okrąg, nauczyciel znajdujący się w owym okręgu ma pełny ogląd sytuacji i może nie przerywając toku lekcji, przystanąć przy „roztargnionym” uczniu.
W klasie z tradycyjnie ułożonymi ławkami takie zachowanie równałoby się utracie kontroli nad większością klasy.
Najważniejsze jest jednak to, że w takiej klasie, każdy uczeń będzie miał czas na wypowiedź, na aktywność związaną z tokiem lekcji, na zadanie pytania i uzyskanie odpowiedzi. Zadanie jakie stoi przed szkołą, by wypuścić z jej murów myślącego człowieka, aż się prosi o stosowanie „burzy mózgów”.
Przy trzydziestce uczestników robi się z tego huragan.
W mniejszej grupie, nauczyciel, jeśli nawet nie pochyli się fizycznie nad „słabym” uczniem, to będzie mógł bez „piętnowania” przed klasą obserwować jego postępy.
Zwłaszcza w sytuacji samodzielnej pracy na lekcji, podczas przeprowadzania doświadczeń, rozwiązywania zadań itp. można udzielić bezpośredniego wsparcia uczniowi.
Oczywiście skład takich klas/grup nie może być losowy/automatyczny.
Kumulacja w jednej klasie/grupie kilku najsłabszych uczniów drastycznie obniżałyby efektywność nowego systemu.
3. Uczeń wybitny, chcący ponad program rozwijać swoje zainteresowania, wymaga wsparcia nauczyciela.
Obecnie albo nauczyciel poświęca takiemu uczniowi czas kosztem klasy, albo klasie kosztem takiego ucznia.
Zalety zmniejszenia ilości uczniów w powyższym aspekcie są tożsame z tymi w poprzednim punkcie.
Po prostu nauczyciel będzie w stanie poświęcić czas takiemu wychowankowi, a w ogóle może on wejść w rolę swego rodzaju asystenta, pomagając kolegom i koleżankom. Oczywiście jeśli lekcja nie polega na siedzeniu na tyłkach i pisaniu tego, co nauczyciel dyktuje, tylko na aktywnym poszukiwaniu, rozwiązywaniu zadań samodzielnie bądź w grupach itp.
Dzięki zmniejszeniu o połowę liczby uczniów i odpowiednim urządzeniu klasy, taki uczeń może krążyć udzielając wsparcia.
W tradycyjnie zorganizowanej klasie nabijałby się na krawędzie ławek i stratował nieograniczoną ilość plecaków.
4. Brak dopływu młodych nauczycieli do zawodu.
W poprzednim artykule wykazaliśmy, że podnoszenie przez przywódców strajkujących nauczycieli powyższego „argumentu”, to świadome zafałszowanie (wyjątkowo paskudne gdyż przedstawiający ów problem mają pełną świadomość jego przyczyn).
Jakim cudem mają młodzi wchodzić do zawodu, skoro nie ma dla nich pracy, gdyż godziny są obsadzone przez „starą” kadrę.
Postulowane przez nas zmniejszenie liczebności klas, wiąże się z radykalnym zwiększeniem ich ilości.
To wymusiłoby zatrudnienie nowych nauczycieli, a możliwe, że należałoby ponownie otworzyć niektóre z wygaszonych w minionych latach szkół. Pamiętacie Państwo jeszcze protesty lokalnych społeczności przeciwko ich zamykaniu?
Niestety są to dodatkowe koszty ale albo chcemy dobrego systemu edukacji albo nie.