Wdzięczność a sprawa francuska.

Za co Francuzi powinni nam być wdzięczni?

Nie…. nie za widelec który rozsławił minister Bartosz Kownacki. Tak na marginesie „mówiąc”, jeśli Ludwik Stomma ma rację, a znajomości historii Francji nie sposób mu odmówić, Polska zasłużyła się tylko pośrednio w przybyciu owego sztućca nad Sekwanę.

Henryk Walezy miał się z nim zapoznać w Wenecji, stanowiącej przystanek podczas jego ucieczki z Krakowa do ojczyzny.

Nie ma za to wątpliwości co do dwóch innych polskich „darów” dla Francji.

Przytacza Stomma, iż dzięki polskiemu epizodowi Henryka poznali Francuzi futrzaną czapkę którą, „jako że tłumiła jego chroniczne migreny, nosił on do końca życia”. Ciekawie musiał wyglądać ów polski nabytek w połączeniu z ówczesną francuską modą.

Śmiało natomiast chełpić się możemy faktem, iż pod względem higieny dwór jagielloński bił wówczas „na głowę” dwory francuskie z Walezjuszowskim na czele.

Pobyt w Polsce zaowocował budowaniem w zamkach francuskich pierwszych urządzeń kanalizacyjnych na wzór wawelski. Źródła nie zostawiają jednak złudzeń. Jeszcze przez długie lata ich efektywność pozostawiała wiele do życzenia.

Czy przytoczone powyżej „polskie” nabytki zasługują na wdzięczność Francuzów i skierowane ku nam „merci beaucoup”?

W żadnym razie!

Nawet wynalazki ograniczające doznania zapachowe na francuskich dworach prędzej czy później dotarłyby tam bez naszej pomocy.

Są jednak rzeczy za które słowo „dziękuję” powinno zostać wypowiedziane.

Rzecz pierwsza: Za Rewolucję Francuską.

Czy ocaliliśmy Rewolucję Francuską? Nawet jeśli nie, to na pewno zaoszczędziliśmy Francji utraty wielu jej synów, choć nie da się ukryć że sama gilotynowała ich wówczas niemało.

Po dotarciu do Petersburga wieści o postępach Rewolucji, wychwalana przez Woltera i Diderota oświecona „Semiramida Północy” szczerze ją znienawidziła. Rewolucja podważała  wszystko to, co uosabiała sobą ta wybitna niewątpliwie Niemka.

Katarzyna II zdecydowana była podjąć interwencję militarną mająca przywrócić „legalną” władzę we Francji. Wydarzenia które miały wówczas miejsce na ocalałym skrawku Polski skutecznie, i to dwukrotnie, powstrzymały realizację tych planów.

Po raz pierwszy interwencję wojsk carskich zablokowały reformy Sejmu Czteroletniego i Konstytucja 3 Maja, po raz drugi Insurekcja Kościuszkowska.

W obliczu niepokojów na zachodnich obrzeżach Cesarstwa plany jakiejkolwiek bezpośredniej interwencji na Zachodzie straciły znaczenie.

Czy więc Polacy ocalili Rewolucję Francuską?

W momencie wybuchu Insurekcji Kościuszkowskiej było już wprawdzie po Valmy i Francja powstrzymała bezpośrednie zagrożenie, jednak prawdziwym przełomem będzie dopiero włoska kampania Bonapartego w 1796 r.

W 1794 r., był on już po Tulonie, lecz przed swym słynnym „dmuchnięciem kartaczy” i nikomu nie przyszłoby do głowy powierzyć mu dowództwo armii na którymś z ważnych odcinków (włoski front, który okazał się przełomem w jego karierze był w opinii ówczesnych przywódców Republiki frontem mało istotnym).

Otwartym pozostaje więc pytanie czy przednapoleońska armia rewolucyjna poradziłaby sobie z armią koalicji wzmocnioną kontyngentem rosyjskim.

Rzecz druga: Ocaliliśmy Rewolucję Lipcową…

…wielkim kosztem.

Po obaleniu Karola X i wybuchu rewolucji w Belgii „żandarm Europy”, car Mikołaj I, gotował się do zbrojnej rozprawy z ruchami rewolucyjnymi.

Wybuch Powstania Listopadowego uniemożliwił mu tą operację, co podobno wyraźnie jest zaznaczane w belgijskich podręcznikach historii w odróżnieniu od ich francuskich odpowiedników.

Za ten sukces Polacy zapłacili ogromną cenę. Do daniny krwi dołączyła Wielka Emigracja i definitywna likwidacji pseudopaństewka jakim było Królestwo Polskie.

Za to Francuzi mogli się do woli „cieszyć” Francją z Ludwikiem Filipem.

Krótko się cieszyli, ale dziękuję i tak się należało.

Może więc fakt braku podziękowań ze strony Francja wynika ze zrównoważenia „przysług”?

Zastanówmy się więc, co Polska zawdzięcza Francji.

Henryk Walezy pozostawił po sobie przykre wrażenie, więc to „-„.

Sobieski dostał od Francji Marysieńkę ale skorzystał w zasadzie tylko on.

Z kolei Francuzi importowali dla Ludwika XV Marię Leszczyńską, ale dla Polski również to nie niosło ze sobą jakichś „plusów”. Byliśmy po prostu elementem francuskiej polityki zagranicznej i tak nas traktowano (o co w zasadzie pretensji mieć nie można, gdyż w odróżnieniu od reszty świata, chyba tylko my bijemy się dla idei).

Ochotnicy francuscy brali udział w Konfederacji Barskiej, co czasem przyjmowało postać śmieszną, a czasem tragiczną.

Przywódcy Rewolucji odmówili wsparcia reform Sejmu Czteroletniego (inna sprawa czy coś mogli zrobić) gdyż uważali że nas „porąbało”. Oni swojego króla ścinają, my naszego wzmacniamy.

Wreszcie Napoleon. Nie sposób chyba już dojść kto pierwszy użył formuły, iż Polacy kochają Bonapartego jak kobieta, która mimo zdrad ukochanego, ciągle żyje wspomnieniami wielkich nadziei z początków ich związku.

Legiony Dąbrowskiego unicestwione na San Domingo w walkach z pragnącymi wolności tubylcami. Bohaterskie akty odwagi w toczonej z podłych pobudek wojnie w Hiszpanii. Zdrada w Tylży pomimo starań szambelanowej Walewskiej i jej patriotycznie urogaconego męża.

Tak, zdecydowanie czasy napoleońskie trzeba Korsyce zapisać na „+” 😀

Bez małego korsykańskiego tyrana nie byłoby bowiem Mazurka Dąbrowskiego, nie byłoby legendy Poniatowskiego (ks. Józefa), szarży pod Samosierrą w podłej wojnie i niezliczonych dowodów, iż są sprawy dla których czasem wypada na szalę położyć i życie.

Po upadku Powstania Listopadowego Francja stała się głównym domem Wielkiej Emigracji. Cóż… można mieć pretensje, iż nie wykazała się hojnością na rzecz szlachetnych imigrantów, jednak jak pokazują nam czasy obecne, imigranci to sprawa tyleż drażliwa co niewygodna w kontekście interesu własnych obywateli. Fakt to jednak niezaprzeczalny, że na wiele lat Francja stała się domem dla pozbawionych ojczyzny Polaków. Należy się „+”.

Były potem mniejsze i większe epizody, jak występ naszej reprezentacji w Komunie Paryskiej.

Świat kultury to odrębny rozdział, ale czy to „+”, że w salonach warszawskich i na dworach magnackich częściej niż polski słychać było francuski język.

Niewątpliwie za Chopina „+” się należy.

I oto mamy schyłek 1918 r. Francja nas wspiera jak może. Jaka ona dobra… Bynajmniej. Nie zapominajmy, że jesteśmy „elementem francuskiej polityki zagranicznej”. Silna Polska to gwarancja kontroli poczynań Niemiec.

Z tego samego powodu z gentelmenów brytyjskich robią się skończone chamy gdy mowa o odbudowie silnej Polski.

Stracona szansa wraz z odrzuceniem propozycji Piłsudskiego by „wycieczką” z dwóch stron powstrzymać militarne zapędy odbudowującego swą potęgę państwa niemieckiego.

1939 r. i wielki blamaż. Gdyby nasi „sojusznicy” się ruszyli w kilka dni byłoby po wojnie. Pamięć o milionach ofiar I wojny paraliżuje ale nie usprawiedliwia jeszcze większych milionów, pięciu lat chaosu i holokaustu.

Co po wojnie? Już tylko jeden z ośrodków emigracji, wcale nie największy.

Edward Gierek to też francuski akcent, po którym zostało całkiem dużo użytecznych rzeczy.

Czy coś jeszcze? Nawet samochody francuskie nie cieszą się u nas najlepszą opinią.

Danton Wajdy z genialną, Polska vs Francja, obsadą.

De Gaulle, choć darzony sentymentem u nas, nie w Polsce, a w ZSRR  widział partnera. Takie były realia, ani to „+” ani „-„.

Coś z czasów III RP? Dla przeciętnego Polaka nie bardzo, a przecież odkąd równi jesteśmy sobie, staliśmy się też niemal wszyscy przeciętni.

Bilans więc wychodzi na naszą korzyść. Bilans krwi. Co prawda ani Francja Robiespierre’a, ani Francja Ludwika Orleańskiego nie okazały się tymi wymarzonymi, niemniej ich właśnie w owym czasie Francuzi chcieli i dzięki polskiej krwi je otrzymali.

Czekamy więc na „merci beaucoup”.

 

ps.

Ach… oczywiście bez Francji nasza Maria Skłodowska byłaby tylko genialną nauczycielką, a nie genialnym naukowcem.