Ojciec Rydzyk promuje fundusze Unii Europejskiej.

Rydzyk2Jak zwykle niezawodni Bianka Mikołajewska i Patryk Szczepaniak wykryli, iż prawie pół miliona złotych przyznało Ministerstwo Rozwoju firmie należącej do najbliższego współpracownika ojca Tadeusza Rydzyka. Pieniądze przeznaczone są na produkcję programów o funduszach unijnych. Nadaje je Telewizja Trwam.

Odbiera nam mowę. Tak dobrej zmiany chyba największy optymista się nie spodziewał.

Człowiek, który do tej pory był kojarzony jednoznacznie z antyunijną postawą wspiera teraz swoim autorytetem korzyści odnoszone z przynależności do UE.

Po głębszym zastanowieniu ta zmiana nas nie dziwi, podobnie jak trwanie przy wcześniejszym, sceptycznym nastawieniu.

Przypomnijmy, że w 2008 r. odebrano fundacji ojca Rydzyka dofinansowanie na inwestycję związaną z energią geotermalną.

Nie będziemy się tu znęcać nad „powodami” zwróćmy jednak uwagę, iż posunięcie to było wybitnie antywspólnotowe.

UE konsekwentnie wspiera rozwój czystej energii, a źródła geotermalne są najlepszą opcją owej energii w naszych warunkach geograficznych.

Zarówno fermy wiatrowe jak i panele słoneczne nie oferują choćby porównywalnej wydajności energetycznej co energia geotermalna. Jest to czysta i relatywnie tania energia, zwłaszcza jeśli w dłuższej perspektywie porównamy koszty eksploatacji i utrzymania aktywnego odwiertu wobec konieczności konserwacji/wymiany wiatraków/paneli słonecznych.

Obecnie, dzięki współpracy ojca Rydzyka z Unią Europejską, ta korzystna dla wszystkich inicjatywa będzie się mogła rozwijać bez przeszkód.

Wracając do tematu dofinansowania akcji promocyjnej i pozostając równocześnie w kręgu tematyki energetycznej.

500 tys. zł. to z perspektywy jednego człowieka suma ogromna (oczywiście zależy to od człowieka). Dzięki tym pieniądzom nie dość, że zostanie zrealizowana pożyteczna kampania informacyjna, to kilka(-naście?) osób będzie mogło utrzymać swoje rodziny przez czas realizacji projektu.

Tymczasem całkiem niedawno mieliśmy przykład energetycznej „inwestycji”, która przyniosła korzyść jednej osobie, kosztem skarbu państwa.

Niechętnie na naszych łamach uderzamy w PO, jednak mamy tu do czynienia z tą jedna z niewielu sytuacji lat 2007-2015, która jednoznacznie zasługuje na potępienie.

W okresie od lipca 2012 do stycznia 2014 były minister skarbu Aleksander Grad kierował polskim projektem atomowym w ramach Polskiej Grupy Energetycznej. Jak poinformował w osobistym telefonie do Gazety Wyborczej, nie zarabiał wówczas 110 tys. zł. miesięcznie. Nie powiedział jednak ile tak właściwie zarabia.

(Aleksander Grad. Przed dojściem PiSu do władzy również zdarzały się przypadki „dobrej zmiany”. Indywidualne.)

Aleksander_Grad2

Może się czepiamy, gdyż skuteczność należy odpowiednio nagradzać. Na konferencji w 2013 r. były minister powiedział: „Program (budowy elektrowni atomowej) jest na ostatniej prostej i  niewiele brakuje, aby stał się on oficjalnym projektem rządowym”. Oświadczywszy to, przeszedł wkrótce do rady nadzorczej Tauronu, ustępując miejsca Jackowi Cichoszowi. Ludzie zajmujący się energetyką zgodnie skomentowali to wydarzenie: „polityk ustąpił ekspertowi”.

Nie można było tak od razu?

W nowym miejscu pracy, Aleksander Grad zarobił ok. 120 tys. miesięcznie (dane z 05.2015). Obiektywnie rzecz ujmując jest to również dobra zmiana. Tyle że wyłącznie dla exministra Grada.

ps.

Ktoś coś ostatnio słyszał o energetyce atomowej w Polsce?

Redakcja.