Andrzeja Stankiewicza niedostatki.

Zmieniliśmy wstępny tytuł, gdyż mamy nadzieję, iż Pan Andrzej jedynie zboczył ze ścieżki cnoty. Użyty w pierwszej wersji „upadek”, jeśli okazałby się prawdziwy, sprawiłby nam wielką przykrość, wolimy więc przyjąć, iż po prostu ujawniły się pewne niedostatki Pana Redaktora.

Pan Andrzej niewątpliwie odniósł sukces. Niewiele już pozostało w dziennikarskiej karierze wyższych szczebelków, na które może się wspiąć. Co ważniejsze, pnąc się po drabince, nie ześciereczkował się, jak tak liczne grono otaczających go na co dzień kolegów i koleżanek z branży.

Z tego powodu lubimy Pana Andrzeja.

Nie da się ukryć, iż w skutek sukcesu nieco obrósł w piórka, a to grozi symptomem Ikara i faktem jest, iż zdarzało się Panu Stankiewiczowi polecieć nieco za wysoko, co budziło w nas poczucie żenady. Jak wielokrotnie pisaliśmy, nic tak nas nie smuci, jak fakt, iż musimy czuć żenadę za kogoś.

Regularnie słuchamy „Stanu wyjątkowego” i kilka razy już „chwytaliśmy za pióro” (tzn. klawiaturę), by uświadomić co nieco Panu Redaktorowi. Za każdym razem jednak zapał z nas schodził, gdyż zanim rozpoczęliśmy akcję edukacyjną, Pan Andrzej w programie wyemitował, bądź też powiedział coś, co nigdy, przenigdy nie zostało by wyartykułowane przez np. współprowadzące z nim czasami audycje Panie (napewnoniedziennkarkęwujęciuidealistycznym) R.Grochal bądź (równieżnapewnoniedziennikarkęwujęciuidealistycznym) A.Pawlicką (już zdaje się nie występuje).

Biorąc pod uwagę jego otoczenie, Pan Stankiewicz jest wręcz wybitnie obiektywnym dziennikarzem, niestety nie możemy Panu darować pewnej sprawy, gdyż został skrzywdzony człowiek. Nie chcemy zarzucać Panu parszywych intencji, znowu – tak powszechnych w Pana otoczeniu – jest to raczej skutek pewnej niewiedzy i nie możemy sobie darować, by Panu tego nie wytknąć.

W rozmowie z Redaktorem Sroczyńskim przyznał Pan, iż jest Pan inteligentem w pierwszym pokoleniu.

To niestety widać. Pozwoli więc Pan, że inteligencja w drugim pokoleniu wyjaśni Panu gdzie to się uwidoczniło.

Przeczytaliśmy wcześniej za pośrednictwem Onetu artykuł z Faktu o „nowych aniołkach Kaczyńskiego” i cóż… kimkolwiek jest autorka, Pani Sylwia Nowosińska, nie popisała się.

Gdy podczas ostatniego „Stanu wyjątkowego” zapowiedział Pan, iż będzie o nowych aniołkach Prezesa, zaczęliśmy powtarzać w myślach: „Niech on tego nie robi, niech on tego nie robi”.

Zrobił Pan to…

Poniżej fragment artykułu Pani Nowosińskiej:

Co świadczy o inteligencji? Takiej prawdziwej, nie chodzi nam tu o tytuły naukowe czy wykonywany zawód, na podstawie których to kryteriów zalicza się do określanej tym terminem warstwy społecznej.

Otóż o inteligencji świadczy poczucie humoru. Takie na poziomie, nie wulgarne. Inteligencja nie ma nic wspólnego z wiedzą.

Oczywiście jest ona równie często, o ile nie częściej niż z intencjami pozytywnymi, używana w paskudny sposób.

„Wbić szpilę” człowiekowi w tak celny sposób, by ten nie był w stanie na bezpośrednią czy też natychmiastową obronę, to niezwykle skuteczna metoda niszczenia człowieka.

Upraszczając, u pracujących fizycznie (bardzo upraszczamy) warstw społecznych gdy ktoś chce wyrazić względem bliźniego niefajne emocje, używa epitetu. Ty k…, ch… etc. Jeśli obrażony czuje się na siłach, odpowie epitetem i albo sytuacja się rozładuje albo nastąpi eskalacja, zwłaszcza w obecności kolegów.

Autentyczny bądź nie inteligent, nie zwykł szybko przechodzić do rękoczynów i jeśli nie zdążył użyć jakiejś celnej riposty to, jeśli jest wrażliwy, zamartwia się doznanym upokorzeniem i obmyśla sposoby rewanżu poszukując wówczas już nieco spóźnionej słownej kontry.

Szczytem inteligencji zaś, tej prawdziwej, jest autoironia, umiejętność śmiania się z samego siebie.

I ta cecha dość wyraźnie odróżnia inteligencję od warstw, nazwijmy je, robotniczych.

Niewykluczone, iż jako selfmademan, Pan Stankiewicz u progu kariery pracował fizycznie i stąd brak świadomości tego aspektu. Pisząca te słowa, inteligencja w drugim pokoleniu, po jednym z zakrętów życiowych, musiała zejść na poziom robotniczy i było to ciekawe doświadczenie.

To, co było atutem w środowisku inteligencji, tu stało się słabością.

Oczywiście dotyczy to męskiej grupy, w każdej pracy z płcią piękną, umiejętność żartowania z siebie to niezwykle przydatna cecha, jednak w męskiej grupie… cóż.

Co prawda polski „bum” edukacyjny spowodował, iż w branżach „fizycznych” mamy sporą reprezentację magistrów wszelakiego typu, jednak te tytuły często niewiele są warte, a poza tym jednak robotnicze zawody są zdominowane przez ludzi, którzy nie mieli okazji rozwinąć w sobie humanistycznej wrażliwości.

Dygresja:

biorąc pod uwagę czynnik ekonomiczny i brak na rynku pracy ludzi potrafiących coś zrobić własnymi rękoma, to nie taka zła opcja tym bardziej, że rozwijająca się w niesamowitym tempie AI pozbawia pracy „mózgowców”, a np. montera instalacji jakiejkolwiek nie zastąpi.

Wracamy:

tak więc w środowisku ludzi, jakby to ująć, niezbyt oczytanych, u których nie miała możliwości rozwinąć się wspomniana żyłka humanistyczna, umiejętność śmiania się z samego siebie jest oznaką słabości. Tak jak nie wolno pozwolić, by z nas się śmiano, tak samo nie wolno śmiać się z samego siebie.

To chyba największa różnica pomiędzy prawdziwym środowiskiem inteligenckim, podkreślamy PRAWDZIWYM, a robotniczym, że w jednym szkodzą różne słowa na „k” i „ch”, a w drugim szkodzi autoironia.

W powyższym idziemy pewnie za daleko i konstruujemy nieco wyidealizowany obraz inteligencji, bowiem, jak dowodzą liczne, nieoficjalne nagrania, ludzie zaliczani do omawianej tu warstwy, słów na „k” i „ch” używają często jako przecinków.

Zakładamy więc, iż to z niewiedzy, a nie kierując się parszywymi intencjami powiedział Pan Stankiewicz, co powiedział.

Mógł nie znać mema, krążącego od dawna po internecie, który zamieszczamy poniżej:

Może zresztą ten mem powstał jako konsekwencja wypowiedzi wspomnianej Pani. Nie wiemy.

Jesteśmy jednak pewni, iż to był żart i w głowie nam się nie mieści, że ktoś poważnie może z tego czynić zarzut potencjalnemu „aniołkowi”.

Audycji słuchaliśmy na żywo. Niestety po udostępnieniu została ona skrócona. Na szczęście ten fragment autorzy zostawili, specjalnie wycięty, oczywiście z niecną intencją. Stanowi on jednak dowód, za jakich idiotów politycy i dziennikarze antypisowskiej strony uważają swoich słuchaczy/zwolenników.

We wpisie, który pokazujecie jest na końcu emotka. Nie będziemy Panu Andrzejowi tłumaczyć, po co są emotki ale świadczy to o jakiejś niesamowitej regresji części naszych elYt, skoro z pismem piktograficznym, rozumianym w basenie M.Śródziemnego tysiące lat temu, teraz ma problem elYta dziennikarska. (W zasadzie to bardziej pismo ideograficzne albo sam determinatyw, w każdym razie przekaz jest jasny… ups, a nie, nie dla każdego).

Naprawdę nie ma Pan świadomości, Panie Stankiewicz, jak próbując piętnować coś takiego, nisko Pan upada? I za kogo Pan uważa swoich odbiorców?

Korzystając z okazji, wskażemy Panu Redaktorowi, co jeszcze powinien skorygować jako inteligencja w pierwszym pokoleniu.

O tym, kim kto jest, świadczą słowa i czyny. Siłą rzeczy, w przypadku inteligencji, słowa wysuwają się na pierwszą linię.

Tak więc po tym, co i jak inteligent mówi, uczciwy odbiorca dokonuje jego oceny. Oczywiście warto później skonfrontować to z czynami, by uniknąć sytuacji, gdy np. złodziej poucza nas, byśmy nie kradli, bądź ksiądz, który w czasie wolnym się ściereczkuje, prawił nam z ambony moralne kazania.

Inteligenta, sprecyzujmy, „humanistycznego”, siłą rzeczy oceniamy po słowach, czy faktycznie jest tym, na kogo pozuje. Nie są potrzebne dodatkowe środki wzmacniające autokreację, a ta pokusa jest niestety powszechna i dotyczy zadziwiająco często różnych tytułów naukowych.

O cóż nam chodzi?

fot. www.onet.pl

Cóż… najwyraźniej trzeba być inteligencją w co najmniej drugim pokoleniu, żeby śmiać się prawie do łez widząc takie fotki.

Pozwolą Państwo, że nieco spersonalizujemy treść, adresując ją do Pana Stankiewicza. Będzie prościej.

Pozując „z podparciem”, wysyła Pan sygnał: „Patrzcie, jakim jestem mędrcem.”

To tak nie działa. Coś takiego przejdzie tylko jako autoironia ale tego, jak wiemy, Pan nie łapie jeszcze.

Oczywiście, jak wspomnieliśmy, podobnej pokusie manifestacji samowyobrażenia o sobie ulega wiele osób, np. całkiem inteligentny prof. Mikołejko.

I on zechciał zaprezentować za pomocą obrazu swoją przynależność społeczną, dodajmy, że niekwestionowaną (oj, coś byśmy znaleźli). Cóż… może to też inteligent w pierwszym pokoleniu. W Wikipedii o rodzicach ani słowa. Intrygujące swoją drogą.

fot. www.onet.pl

fot. www.i.pl

Czas na kolejny przykry wątek, który pojawił się w audycji i wspiera naszą tezę o niedociągnięciach „pierwszego pokolenia”.

Dużo, bardzo dużo czasu poświęcił Pan z Panią Grochal na nabijanie się ze szczupłej sylwetki Prezydenta. Oczywiście w formie żartów z obcisłego stroju, a co gorsza, co i rusz wracał Pan do tego motywu różnymi wtrętami.

Słyszał Pan o epidemii otyłości wśród dzieci i młodzieży?

Powinien Pan stawiać aktywność sportową Prezydenta za wzór do naśladowania. Sport plus zdrowe odżywianie…. a wy się nabijacie. TYLE ANTENOWEGO (tzn. internetowego) CZASU!

Tu prawdopodobnie ponownie pojawia się pewien kompleks. Cóż bowiem świadczyło niegdyś o dobrobycie, zwłaszcza wśród warstw, które nie zawsze mogły sobie pozwolić na, cytując Henryka IV „poule au pot”?

Brzuszek oczywiście. Mam, bo mnie stać.

I jeszcze jeden element programu, do którego zgłaszamy pretensje, choć zastrzegamy, iż wysłuchaliśmy tego fragmentu raz, podczas programu na żywo. Nie ma go w udostępnionej audycji, a w Sieci nie możemy znaleźć owego łódzkiego wystąpienia prof. Czarnka. Pamięć płata figle, dopuszczamy więc możliwość, iż nieprawidłowo zakodowaliśmy treść wystąpienia byłego ministra.

Zapowiadał Pan wcześniej, w jakże wesołym tonie, iż część programu będzie o tym, jak „Czarnek mówi o sexie”. W sumie dlaczego ma nie mówić? Co w tym dziwnego? To nierozłączna część życia zdaje się. Póki co, to jednak nadal dominująca metoda pojawiania się na świecie ludzi.

Prof. Czarnek ma dwójkę dzieci. Raczej nie zakładamy, iż liczba ta jest równa intymnym chwilom Państwa Czarnków.

Z tego co pamiętamy z wyemitowanej wypowiedzi, a przypominamy, że nie mogliśmy tego zweryfikować, były minister mówił głównie o rodzinie i bardzo chcielibyśmy się od Pana, Panie Redaktorze Andrzeju Stankiewiczu dowiedzieć, co w tym temacie, w owej wypowiedzi Panu przeszkadzało.

Sprawdzamy hasło „Czarnek”. Żona, doktor biologii. Auć… Jakoś to nie pasuje do „cimnogrodu” i kobiety przy garach rodzącej dzieci. Odnośnie potomstwa, syn i córka.

Nie słychać o jakichś skandalach, problemach, zdradach, a jesteśmy pewni, że gdyby była najmniejsza rzecz, o którą można by zaatakować rodzinę byłego ministra, na pewno byłoby to obrabiane w „postępowych” mediach.

Tymczasem nie ma.

Coś Panu poradzimy, Panie Andrzeju. Jeśli ma Pan w swoim otoczeniu dzieciaki z problemami psychicznymi, a to obecnie powszechne zjawisko i jeśli one Panu ufają, proszę z nimi porozmawiać raz i drugi, nienachalnie, z szacunkiem do nich. Jeśli Panu ufają, dowie się Pan, iż u źródeł tych problemów znajdują się rodzice.

Czy świat nie byłby lepszy, gdyby wszystkie rodziny wyglądały jak ta, którą tworzy prof. Czarnek, gdzie najwyraźniej panuje co najmniej wzajemny szacunek względem siebie?

Dlaczego więc nie opluć? Tak wielu się to spodoba.

Już w trakcie pisania tego tekstu naszła nas przykra konkluzja, że chyba jednak Pan się sprzedał. Jeśli to, w jaki sposób omawiał Pan tematy nie było jednorazowym wyskokiem, to nie da się tego inaczej wyjaśnić.

Mamy nadzieję, że to efekt jedynie obecności Pani Grochal w studio, jeśli jednak zamierza Pan przyjąć na stałe taki „warsztat” to szkoda. Naprawdę szanowaliśmy Pana.

Jeśli ktoś oburza się na powyższy text, przypominamy, iż nikt nam za naszą pisaninę nie płaci. Jako odbiorca publikowanych w sferze publicznej treści, mamy prawo oceniać kto jest PRAWDZIWYM dziennikarzem w znaczeniu, które nam się wydaje właściwe i w pełni rozumiemy, iż ktoś się może z naszym zdaniem nie zgadzać.

W świecie, którego wizję sobie kreujemy, dziennikarz, czyli osoba tłumacząca społeczeństwu rzeczywistość, powinna być w najwyższym możliwym stopniu obiektywna. Powinna potrafić zrobić coś, czego, a piszemy to z żalem, nie jest w stanie zrobić prawie żaden z prominentnych dziennikarzy po tej słusznej stronie sceny medialnej. Zostawić na chwilę swoje poglądy, wyjść z nich, stanąć z boku i z dystansu skonfrontować je z poglądami drugiej strony.

Przede wszystkim zaś starać się dociec „dlaczego”. Dlaczego coś się dzieje, dlaczego ktoś postępuje tak, a nie inaczej. Przecież dążenie do zrozumienia to fundament… uczciwości, zwykłej ludzkiej przyzwoitości.

Zrozumienie nie oznacza akceptacji, zawsze jednak może się okazać, że gdy poznamy argumenty drugiej strony okaże się, iż czegoś nie uwzględniliśmy, iż w czymś się myliliśmy.

Jeśli ktoś z góry zakłada, iż druga strona się myli, bez konfrontacji z jej argumentami, to taka osoba nigdy nie powinna zostać nazwana dziennikarzem.

Tu chodzi o zwykły szacunek dla odbiorcy, dla społeczeństwa.

Tymczasem owe „postępowe” media traktują swoich odbiorców jak idiotów i udało się im osiągnąć ten sukces, że ich słuchacze/widzowi/czytelnicy, czego niestety zbyt często doświadczyliśmy, stali się fanatykami, narzędziami, bezrefleksyjnie służącymi siłom politycznym, z którymi owe media sympatyzują.

Próba rozmowy z większością tych ludzi to przykre doświadczenie. Rzesza obrońców konstytucji, która nie przeczytała konstytucji. Przed chwilą zaznajomiliśmy się z newsem o pośle KO, który kilkukrotnie swoimi wypowiedziami dał dowód, iż nie zna podstaw trójpodziału władzy. Najtragiczniejsze w tym przypadku jest to, iż to był DYREKTOR SZKOŁY!!!

W bezpośredniej rozmowie, jeśli się uda pokojowo taką zagaić, ratują się tacy ludzie cytatami z owych „dziennikarzy” ale to najczęściej puste hasła, gdyż kilka prostych pytań w temacie, który sami poruszyli, szybko obnaża fakt, iż w zasadzie nie wiedzą o czym mówią.

Ostatnim programem dorzucił się Pan do tego, Panie Andrzeju.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *