Już po ok. dwóch tygodniach od otwarcia granic dla Ukraińców, spotkaliśmy się z nieprzychylnymi opiniami odnośnie imigrantów. Były to argumenty z rodzaju: „Dlaczego oni za darmo, a my nie”. Co nas szczególnie zdziwiło, głosy te pochodziły z ust nastolatków.
Na przestrzeni ostatnich dwóch lat docierały do nas historie o odbijanych żonach i roszczeniowych postawach względem polskich usługodawców z dziedzin wszelakich oraz luksusowych samochodach na ukraińskich rejestracjach, należących do najwyraźniej niezbyt przesiąkniętych patriotyzmem właścicieli.
Nie sposób zaprzeczyć, iż jest w tych historiach nieco prawdy, ponieważ taka jest natura ludzka. Pamiętajmy jednak o dwóch sprawach. Po pierwsze, te wszystkie historie to promil liczby migrantów, a po drugie istnienie niezależnej Ukrainy to nasz strategiczny interes.
Koszty społeczne są nieuniknione, a procent niezadowolonych z polskiej otwartości, z grubsza odpowiada zapewne elektoratowi Konfederacji i Narodowców.
Dopóki nie ma bezrobocia, sytuacja powinna być stabilna. Kryzys i bezrobocie, czyli stan, gdy o pracę będą rywalizować Polacy z Ukraińcami, zmieni wszystko. Na gorsze.
Wróćmy do scenariusza, który kreślimy w poprzednim wpisie. Zakłada on rozpad Rosji.
Jak wobec takiej perspektywy powinna ustawić się Rzeczpospolita?
Cóż.
Jesteśmy przerażeni skalą wydatków na zbrojenia poczynionymi przez obecne władze.
Bez ogromnych kosztów społecznych to jest nie do spłacenia
Oczywiście słowa jak powyższe zamyka się stwierdzeniem o wyższej konieczności, wszak bezpieczeństwo nie ma ceny.
I to też prawda ale czy wszystkie wydatki są zasadne?
Niezależnie jaka jest odpowiedź, normalną drogą spłacić się ich nie da.
Do wydatków stricte militarnych dochodzą miliardy na energetykę atomową.
To są kolosalne kwoty.
I tu dochodzimy do smutnej refleksji, po co są wojny…
…resetowanie długów…
…co dzieje się oczywiście czyimś kosztem.
Kosztem przegranego.
Można powiedzieć, że rozpad, a przynajmniej dotkliwa porażka Rosji staje się koniecznością nie tylko z punktu widzenia politycznego ale i gospodarczego.
To nie będzie czarno-biała historia, to będą szarości. Same szarości.
Z przerażeniem obserwowaliśmy dehumanizację narodu rosyjskiego, dokonującą się w kulturze masowej.
Ograniczenia dla sportowców są jak najbardziej zrozumiałe, gdyż potencjalne zwycięstwa rosyjskich przedstawicieli to gotowy do wykorzystania materiał propagandowy.
Kultura, czyli literatura, teatr czy muzyka, to odrębne zagadnienie.
Co nas odróżnia od świata zwierząt? Sfera duchowa właśnie. Kultura, sztuka.
Skoro zaś neguje się kulturę jakiegoś narodu, dokonuje się jego dehumanizacji.
Sprowadza się cały naród na poziom, w najlepszym razie, gorszych ludzi. Jeśli w ogóle. Skutki takiej postawy znamy na naszych ziemiach aż za dobrze.
Niestety, jeśli walki przeniosą się na teren Federacji Rosyjskiej, konsekwencji powyższej postawy nie da się uniknąć.
Nikt nie będzie mógł pouczać Ukraińców, oni będą mieli prawo odwetu.
Jednak czy my mamy prawo odmawiać milionom ludzi prawa do człowieczeństwa? Nawet zakładając (a tak się powszechnie przyjmuje), iż polityka Putina cieszy się poparciem większości Rosjan, czy to usprawiedliwia ich dehumanizację?
To zaprzeczenie fundamentów Cywilizacji Zachodniej.
Ktoś odparuje, że oni to Cywilizacja Wschodnia. To demagogia.
Tu trzeba jednak odbić ponownie w przeciwną stronę.
Ta dehumanizacja leży w naszym najgłębszym interesie, bowiem Rosja zawsze była zagrożeniem dla państwa polskiego.
Zmagania z Ukrainą, aż po czasy Wołynia, pełne były okrucieństw i obustronnej nienawiści na najniższym, ludzkim, osobistym poziomie. Dowodem wstrząsające, nieliczne fotografie i liczne relacje ocalałych, przedstawiające ofiary zabijane z pasją, gdzie celem nie tyle była śmierć, co cierpienie.
Ukraińcy jednak nigdy nie stanowili zagrożenia dla niepodległości Rzeczpospolitej.
Radzieccy funkcjonariusze NKWD wykonywali egzekucje z zimną krwią, beznamiętnie, maszynowo.
To jednak carska Rosja, później ZSRR, a obecnie państwo Putina, jest zagrożeniem dla Polski jako suwerennego podmiotu polityki międzynarodowej.
Z tego względu rozpad tego państwa leży w naszym najgłębszym interesie.
Jeśli armie ruszą w głąb Rosji, w sytuacji załamania się jej obrony, konsekwencją dehumanizacji narodu Rosyjskiego będzie ignorowanie tego, co zwycięzcy dokonają na zdobytych ziemiach.
Niektórzy zapewne nawet głośno wypowiedzą słowa, iż dostają za swoje.
Z punktu widzenia geopolityki, to będzie realizacja naszego interesu.
Tylko ta Cywilizacja…
Wracamy do długów, które tak ochoczo ostatnio zaciągamy, a których, jak sądzimy, nie da się normalną droga spłacić.
Tu ujawnia się nasz ekonomiczny interes związany z upadkiem Rosji.
Fakt powstania na wschód od nas, po rozpadzie ZSRR, niezależnych państw niesamowicie wzmocnił nasze bezpieczeństwo w sposób, który obserwujemy obecnie na Ukrainie.
Z prostego powodu. By dojść do nas, trzeba przejść po nich.
Jednak w obliczu hipotetycznego upadku Rosji, nasi sąsiedzi odcinają nas od terenów potencjalnej ekspansji.
Zostaje oczywiście Kaliningrad. Wierzymy, iż odpowiednie scenariusze są opracowane.
Krok ten nie powinien zaognić naszych stosunków z sąsiadami ze Wschodu. Oni będą mieć otwartą przestrzeń do ekspansji, a za cenę odpowiedniego wsparcia można dojść do porozumienia, tym bardziej, że dochodzi kwestia spacyfikowania Białorusi.
Mamy tylko nadzieję, że Czesi Kaliningrad postrzegają jedynie jako mem 🙂
Warto też trzymać na wodzy oszołomów, którzy by chcieli się z Ukrainą targować o Lwów itp.
Ukraina ma obecnie najlepszą armię w Europie. Świetnie wyposażoną, a przede wszystkim to armia weteranów. Dysproporcja w wartości bojowej żołnierza ukraińskiego i polskiego zaczyna się w okolicach 1:3.
Niezaprzeczalną zasługą Zjednoczonej Prawicy u władzy jest fakt, iż nie tyle rozbudzili patriotyzm w społeczeństwie, co spowodowali, iż ludzie nie muszą się tego uczucia wstydzić, a wręcz są z niego dumni.
Całe rzesze obecnie tak proukraińskich dziennikarzy, komentatorów i polityków, przez lata wyśmiewały kultywowanie tych aspektów historii Polski, które motywują obywateli do walki za swoją ojczyznę.
PiS i przystawki to zmienili.
Mamy ludzi, którzy będą chcieli walczyć, tak jak chcieli walczyć Ukraińcy.
Nie jesteśmy do końca pewni, czy dowództwo prezentuje poziom zapału i wyszkolenia adekwatny do ducha, którego udało się w Polakach rozbudzić.