Fundusz Odbudowy – kilka zabawnych uwag.

TYTUŁEM WSTĘPU.

Pytanie nr 1. Czy jako obywatel państwa członkowskiego UE mogę kupić obligacje emitowane w ramach Funduszu Odbudowy?

Pytanie nr 2. Pamiętacie Państwo co to była „strategia lizbońska”?

„Celem planu, przyjętego na okres 10 lat, było uczynienie Europy najbardziej dynamicznym i konkurencyjnym regionem gospodarczym na świecie, rozwijającym się szybciej niż Stany Zjednoczone.”

„…konkluzja raportu była pesymistyczna: […] Unia Europejska pozostała jeszcze bardziej w tyle za Stanami Zjednoczonymi.” (https://pl.wikipedia.org/wiki/Strategia_lizbo%C5%84ska)

Oczywiście, niejeden źle na tym nie wyszedł.

UWAGA PIERWSZA.

Słuchamy/czytamy wypowiedzi dziennikarzy i polityków opozycji i ich argumentów odnośnie warunków przekazania środków z UE w ramach Funduszu Odbudowy.

Jeśli dobrze rozumiemy, pieniądze „popłyną” do nas, jeśli władze Rzeczypospolitej będą robić to, czego oczekują od nich rządy obcych państw i Komisja Europejska.

Problemem nie są kwestie techniczne, jak harmonogram spłat czy wysokość odsetek. Nawet nie to, czy środki zostaną prawidłowo wydane.

Komunikat jest jednoznaczny.

Damy wam pieniądze, jeśli będziecie robić to, co wam każemy.

Jak by to napisać…

To się z prostytucją kojarzy.

Kto jest w tym układzie stręczycielem?

Nie będziemy kontynuować tego wątku, on bowiem w odróżnieniu od następnego, nie jest zabawny.

Ów zabawny bowiem, jako…

…UWAGA DRUGA,

brzmi następująco:

zrobicie co wam każemy za NIE NASZE PIENIĄDZE.

UE pożycza te pieniądze. To nie są fundusze wypracowane w jakikolwiek sposób przez UE. W dodatku zostały one wynegocjowane również w imieniu Polski.

Wychodzi na to, że UE, opierając się również na gwarancjach spłaty ze strony Polski, pożyczyła pieniądze, których nie chce przekazać jednemu z gwarantów tej pożyczki, czyli właśnie Polsce.

Z oczywistych względów nie ma co przejmować się słowami polityków opozycji, tym bardziej, że naturalną w ich przypadku demagogię często wspiera ignorancja w dziedzinie, na temat której się raczą wypowiadać. Ostatnim hitem pod względem bełkotu były obligacje skarbu państwa.

Poniższą wypowiedź słyszeliśmy z ust kilku polityków opozycji, co w zgodzie z poprzednim zdaniem ignorujemy. Co innego jednak, gdy na antenie TVN sędzia stwierdza, iż Polska nawet jeśli nie dostanie omawianych funduszy to i tak będzie musiała je spłacać.

Coś pięknego.

To i tak nic, najbardziej się nam bowiem podoba…

UWAGA TRZECIA.

Mało się mówi, od kogo tak właściwie te pieniądze UE pożycza.

Tak więc ogłaszamy milowy krok na drodze do realizacji wizji twórców z nurtu cyberpunka, gdzie na najwyższym stopniu łańcucha pokarmowego w hierarchii polityki międzynarodowej stoją globalne instytucje finansowe.

Niezłym pomysłem byłaby wewnętrzna emisja obligacji skierowana do mieszkańców państw UE. Byłby to ogromnie skuteczny czynnik integrujący, przy okazji zwalczający inflację, z którą w mniejszym bądź większym stopniu zmagają się kraje członkowskie UE. Na podium tego rankingu stoją akurat te, które posiadają walutę Euro.

Zamroziłoby to nadmiar gotówki faktycznie istniejący w obiegu, realnie więc wpłynęłoby to na poziom inflacji.

Tymczasem, nie dość, że nie zamraża się, to jeszcze dosypuje dodatkowe środki na rynek.

Wewnętrzna dystrybucja obligacji, w najskuteczniejszy z możliwych sposobów, bo przez własny portfel, wiązałaby mieszkańców UE z ideą zjednoczonej Europy.

Tego się jednak nie robi. Dlaczego?

Byłaby kontrola społeczna. To byłyby konkretne pieniądze należące do ludzi, a nie jakieś, nie wiadomo skąd pochodzące, abstrakcyjne środki.

Tyle się mówi w aspekcie ekologi, jak to żyjemy na koszt następnych pokoleń.

Tu mamy, w twardym pieniądzu, konkretne, niepodważalne i nieuniknione życie na koszt przyszłych pokoleń.

Kto trzyma ręce na długu, ten rządzi. Dochodzimy więc do pytania:

CUI BONO?

To są ogromne kwoty. Bez najmniejszych wątpliwości skorzystają na transakcji instytucje pożyczające.

W ostatnich latach miała miejsce na rynku finansowym swoista aberracja. Pieniędzy było tak dużo, że nawet Polska emitowała obligacje z ujemną rentownością. Rozchodziły się „jak świeże bułeczki”.

Upraszczając i pomijając operacje finansowe, na których posiadacze takich obligacji i tak mogą zarobić, chodzi o to, że pożyczająca państwu pieniądze instytucja (kupno obligacji), jeszcze mu dopłaca, za możliwość udzielenia tej pożyczki.

Pomijając już wszystko inne, to znacznie pewniejsza inwestycja niż kryptowaluty, wypromowane przecież w skutek konieczności zrobienia czegoś z nadmiarem pieniądza.

Pożyczka UE spada „inwestorom” z nieba, gdyż gdzieś trzeba przelać środki wycofywane z blockchainu.

Na czym zaś polega sedno układu?

Jest on bowiem doskonały.

„Rynek” pożycza pieniądze. Tylko to nie jest żadne zamrożenie środków, raczej inwestycja, z wynoszącą 100% pewnością opłacalności/spłacalności, gdyż nawet rozpad UE nie unieważni konieczności spłat przez poszczególne kraje.

Zakładamy, iż konsekwencją pożyczki jest, normalne w przypadku obligacji, coroczne wypłacanie odsetek, wynoszących setki milionów euro. Na waciki dla zarządzających funduszami wystarczy, a nie stracą przecież nic z kwoty pożyczonej.

Czy w umowie są jakieś ciekawe zapisy o euro i dolarze w kontekście udzielanej pożyczki?

Chcemy się mylić, ale jesteśmy pewni, iż dług będzie rolowany, przy zgodnych głosach unijnych ekonomistów itp., iż to normalny mechanizm.

Terminy spłaty będą przedłużane, na co oczywiście muszą się zgodzić pożyczkodawcy. Każde przesunięcie z oczywistych, bardzo ludzkich względów, będzie się wiązało z korzystniejszymi dla nich warunkami.

W sumie, żeby dać argumenty politykom, możliwe są „ustępstwa w warunkach spłaty” ze strony instytucji finansowych. W końcu gdzie znajdą lepszy biznes, a dopóki o rządach w państwach UE decydują demokratyczne, krajowe wybory, niezadowolenie społeczne mogłoby zaszkodzić ich interesom.

Niemniej obstawiamy, iż właśnie wpadamy jako Europa w niepiękną spiralę zadłużenia.

W przyszłości dużo będzie wzniosłych haseł, podniosłych tonów i może nawet wezwań do poświęceń.

W końcu zobowiązań należy dotrzymywać.

Obecne władze państw członkowskich nie protestują przeciwko idei europejskiej pożyczki. Niby dlaczego mają protestować? Napływ środków powinien podnieść ich notowania w społeczeństwie i może uda się dzięki nim dłużej utrzymać u władzy.

Co ich obchodzi, co będzie potem. Wszak prędzej czy później ich rządy i tak upadną, bo takie są reguły demokracji. Regułą w tym systemie jest też przekupstwo wyborców, a teraz właśnie na to płyną środki.

Jeśli któraś z obecnie rządzących ekip utrzyma się przez dwie pod rząd kadencje ich parlamentów, to jest to warte dla nich wielu wyrzeczeń… ze strony społeczeństwa oczywiście. Zwłaszcza, gdy przyjdą one w czasie, gdy „premier i spółka” spokojnie będzie sobie spędzał czas na emeryturze.

Jeśli cała konstrukcja zacznie się walić, zawsze będzie można powiedzieć, że przecież wszyscy tak robili. Solidarność europejska itp.

Co bowiem musiałoby się stać, by dług się ładnie i w miarę szybko spłacił? Musiałby nastąpić ogólnoeuropejski gospodarczy skok na tyle wysoki, by przynajmniej w niektórych jej gałęziach przeskoczyć Azję i USA.

Strategia lizbońska…

Czysto po ludzku łapie nas zawiść z powodu tych szczęśliwców z „demokratycznym” mandatem, którzy właśnie zabezpieczają stabilność materialną swoim rodzinom na kilka pokoleń.

To historie znane z każdego, w tym naszego podwórka. Profesor, który tworzył ustawę VAT, a później prowadził szkolenia z zakresu „optymalizacji” tego podatku w firmach. To Pani minister, która przeprowadzała prywatyzację sieci telekomunikacyjnej, by po jej zakończeniu zatrudnić się u nowego jej właściciela.

Mechanizm ten sam, ale z punktu widzenia zwykłego „zjadacza chleba” decydenci UE mogą negocjować bez górnej granicy.

To po prostu zbyt dobry biznes dla pożyczających.

Jak wspomnieliśmy, dług będzie rolowany, warunki modyfikowane, może nawet w sposób korzystniejszy dla społeczeństw krajów UE, jeśli okaże się, że pozytywnych gospodarczo efektów za bardzo nie widać.

Jeśli czegoś jesteśmy pewni, to tego, że choć obecni decydenci UE źle nie mają, to po zakończeniu kariery w strukturach UE czekają ich prawdziwe „złote żniwa”.

To bardzo ludzkie.

ps.

Proszę wrzucić w wyszukiwarkę zapytanie: „Jak będzie spłacany fundusz odbudowy”. Hmmm…. wygląda, że tego jeszcze nikt nie wie.

Decydenci w końcu nie muszą się martwić.