Od kilku tygodni z ust wielu różnych komentatorów i polityków słyszymy, iż na obecnej globalnej scenie, atutem Unii Europejskiej jest jej gospodarka. „Wielki gracz itp.”
Gdy usłyszeliśmy te słowa z ust Prezydenta Komorowskiego, jako kolejnej osoby i dokładnie ten sam powielony zwrot, zaczęliśmy się zastanawiać, czy to jakiś celowo rozprowadzany przekaz, czy samoistnie się powielająca propaganda.
Jest to bowiem przejaw jakiegoś nieogarnięcia „powielaczy”, opierających się na danych historycznych i ignorujących aktualnie zachodzące w gospodarce procesy.
Tendencja jest jednoznaczna. Gospodarka europejska ustępuje przed innymi graczami z coraz to nowych obszarów. Fala zamknięć fabryk i redukcje zatrudnienia w zachodnich firmach uświadomiła najwyraźniej części eurokratów, że jak to zwykle bywa, przy akompaniamencie pięknych i szczytnych haseł, dokonują masakry, tym razem na szczęście tylko ekonomicznej.
Jak cokolwiek może się opłacać, przy najwyższych na świecie cenach energii?
Jak w takiej sytuacji towary mają mieć konkurencyjne ceny?
Produkcja przemysłowa od lat migruje do Azji, gdzie otwiera się coraz to nowe elektrownie węglowe, pozwalające utrzymać stabilne ceny energii i ciągłość jej dostaw.
Równocześnie, w czym oczywiście przodują Chiny, kieruje się potężne nakłady na rozwój tzw. ekologicznych źródeł energii które, gdy ich efektywność i stabilność będzie niezagrożona obiektywnymi czynnikami, zastąpią bez strat tradycyjne źródła energii.
Jak ten efekt próbowała osiągnąć Europa i na czym polegał genialny plan skłonienia przemysłu do „ekoenergii”?
Ponieważ to „eko” się nie opłacało, trzeba było zmienić ów stan, poprzez nakładanie danin, zwiększających cenę energii z tradycyjnych paliw.
Skoro więc metodą podatkową energia z paliw kopalnych stała się bardzo droga, droższa do tej pory energia ze źródeł odnawialnych zaczęła się opłacać. Kluczowym niestety jest fakt, iż tylko w Europie.
To tyle, jeśli chodzi o konkurencyjność.
Jak produkcja czegokolwiek może się w Europie opłacać, skoro produkty z innych części świata nie ustępują europejskim jakością, a dzięki taniej energii mają bezkonkurencyjne ceny.
To jeśli chodzi o tradycyjny przemysł, co tak dobitnie widać obecnie w fundamencie niemieckiej gospodarki, jakim jest przemysł samochodowy.
To może najnowsze technologie, AI itp. skoro produkcję fizyczną na własne życzenie „zarzynamy”?
Tu jeszcze bardziej istotną rolę odgrywa koszt energii. Jest to dokładnie ten sam mechanizm, który miał miejsce w przypadku kryptowalut.
Te technologie pożerają ogromne ilości prądu. Stany Zjednoczone, dysponują energią atomową i gazem z łupków. Technologiczni giganci kontrolują sytuację, by nie nastąpił jakiś blackout.
Kraje azjatyckie mają tu jeszcze łatwiej z oczywistych powodów.
Tymczasem zmuszanie Europejczyków do ekologii poprzez sztuczne podbijanie kosztów energii z miejsca zarzyna opłacalność europejskich centrów obliczeń.
Póki co, żyjemy na kredyt.
Przeraził nas raport pana M.Draghiego.
Jeszcze pożyczka z KPO nie została skonsumowana, a on zapowiada konieczność zaciągnięcia nowej.
Przecież to jest życie na kredyt!
Dopóki pieniądze będą płynąć, będzie można uprawiać propagandę o świetlistej przyszłości, gdyż brak środków z konkurencyjności przykryje się środkami z pożyczki.
Czy można pożyczać w nieskończoność?
Tyle się mówi o trosce o nasze dzieci i wnuki. Piękny los im gotuje Unia, gdy kredytodawcy kiedyś poproszą o zwrot pożyczek.
Od lat mamy wrażenie, że politykę Unii Europejskiej finansują Chiny.
Gdybyśmy byli w chińskim kierownictwie odpowiedzialnym za konkurencyjność na światowych rynkach, znaczny budżet przeznaczylibyśmy na łapówki dla polityków/urzędników UE odpowiedzialnych za jej politykę energetyczną oraz oczywiście organizacje „ekologiczne”.
Nie wiemy, czy z głupoty czy z owych łapówek wynika właśnie, iż sami niszczymy naszą konkurencyjność.
Mówienie więc, iż atutem Unii jest jej gospodarka to jakaś propagandowa głupota.
Tendencja jest jednoznaczna i choć mamy obecnie liczne głosy, również z wnętrza Unii, iż trzeba coś z tym zrobić, nie wiadomo, czy nie jest za późno.