Powszechność broni w USA. Skąd, jak i dlaczego?

W kontekście nieudanego zamachu na D.Trumpa ponownie wypłynął wątek powszechnego dostępu do broni w USA.

Na pytanie: „Dlaczego tak łatwo jest wejść w jej posiadanie w „Ameryce” i jaki jest powód, iż nie da się tego zmienić, pomimo regularnych masakr”, padają mniej lub bardziej zbliżone do prawdy odpowiedzi.

Wyjaśnienie jest bardzo proste. Wymaga ono podstawowej znajomości faktów historycznych, które są jednak bardzo niewygodne dla części partii politycznych, zwłaszcza lewicy.

Jeśli więc zastanawia Państwa, dlaczego lewica stara się niszczyć edukację, ze szczególnym uwzględnieniem historii, to otrzymujecie tu doskonały przykład.

Głupie społeczeństwo łatwo zmanipulować, by z hasłami wolności na ustach, samo ją sobie ograniczało.

Fundamentalną bowiem kwestią związaną z poruszanym tu zagadnieniem, jest właśnie wolność.

Powszechność broni w USA i niestety, związane z tym tragedie, to jej cena.

Jak powstały Stany Zjednoczone Ameryki Północnej?

Obywatele sprzeciwili się „tyranii”. W pewnym momencie uznali, iż monarchia brytyjska wykorzystuje ich, nie dając nic w zamian.

Jak zwykle zresztą poszło o pieniądze (opłata stemplowa, cła itp.)

Po nieudanych próbach kompromisu ludzie chwycili za broń, której powszechność w pionierskich czasach była oczywistością.

„Amerykanie” własnymi rękami wywalczyli sobie niepodległość, z nieskromnym udziałem Polaków (Kościuszko, Pułaski) oraz wsparciem wrogów Anglii (Francja).

W rezultacie swój kraj „Amerykanie” zawdzięczają sobie samym.

Nikt im nie dał wolności, sami ją sobie przyznali w jedyny możliwy sposób, tzn. spuszczając wpiernicz komuś, kto im ją ograniczał.

Wówczas pojawił się problem, jak ta wolność ma w szczegółach wyglądać. Proces prowadzący do uchwalenia Konstytucji USA wcale nie przebiegał w sposób harmonijny i bezkonfliktowy i bynajmniej nie wszystkie stany marzyły o rządzie federalnym.

Obawiano się, by rząd centralny nie stał się nową wersją dopiero co obalonej brytyjskiej metropolii.

Państwo powstawało „od dołu”, na zasadzie umowy wolnych ludzi, którzy określili, co wolno władzy.

I naprawdę ma to niewiele wspólnego z tym, jak powstawały europejskie państwa, pomimo powoływania się na te same hasła, jak np. suwerenność narodu czy umowa społeczna.

Konsekwencją powyższego jest np. fakt, iż kara śmierci w niektórych amerykańskich stanach jednego przecież państwa jest wykonywana, a w innych nie. Podobnie z aborcją, choć to akurat dość świeża sprawa.

Po prostu w USA nadal dominuje zasada, iż ludzie najlepiej sami wiedzą, czego potrzebują i co jest dla nich najlepsze.

Zestawcie to Państwo z realiami Europy. Co prawda rządy (a już zwłaszcza Unia) nieustannie powołują się na zasady subsydiarności i pomocniczości, faktycznie jednak stworzyły ich karykaturę.

Jest oczywiste, iż ludzie zajęci prozą życia nie zaprzątają sobie głowy takimi rozważaniami, a co więcej często ulegają pięknie brzmiącej propagandzie i wręcz domagają się ograniczania wolności, co przecież jest marzeniem każdej władzy.

Poczynania obecnej koalicji rządowej w Polsce, a już szczególnie to coś zwane reformami, przeprowadzane przez Panią Ministerkę edukacji, pięknie (tzn. bardzo brzydko) to obrazuje.

Jest wyjątek na Starym Kontynencie, o czym niżej.

Warto też, byśmy byli dumni z faktu, iż Konstytucję USA o stulecia poprzedzała demokracja szlachecka, tak obficie opluwana ostatnimi czasy przez karierowiczów, którzy nie załapali się na „antysemickie” kariery.

Oczywiście na przeszłość należy patrzeć przez pryzmat czasów i kontekstów wszelakich. Stąd dąsy, że równość i wolność obejmowała niewielu, a tak właściwie to w Rzeczypospolitej było wówczas be i fuj, są niskich lotów.

Co prawda ograniczona do herbowych, jednak była to realizacja idei równości i wolności.

Szabelka zaś to jeden z gwarantów takiego stanu rzeczy.

Wróćmy do czasów, gdy świeżo wolni Amerykanie zastanawiali się, jak zabezpieczyć swoje prawa przed zawsze skłonną do ich ograniczania władzą?

Jedyne rozwiązanie to gotowość do walki i posiadanie ku temu odpowiednich narzędzia, tzn. szabelki na miarę nowych czasów.

I tu doszliśmy do „sławnej” bądź nie, drugiej poprawki, gwarantującej powszechność dostępu do broni.

To jeden z fundamentów Stanów Zjednoczonych i mniej lub bardziej symboliczny gwarant wolności jednostek i zbiorowości.

Pomijając aspekt wewnętrzny, tzn. władza dwa razy się zastanowi przed ingerowaniem w życie obywateli, powszechna umiejętność posługiwania się bronią to gwarant bezpieczeństwa zewnętrznego. Niemądrze jest wejście w konflikt z państwem, w którym większość społeczeństwa jest niemal natychmiast gotowa do walki.

W Europie państwa powstawały w odmienny sposób, którą to niepiękną tradycję stara się kontynuować Unia Europejska, obsypując nas z góry swoimi dobrodziejstwami (bez ironii dodajmy, że spłynęło też trochę faktycznych dobrodziejstw, jak stawka za wewnątrzunijne połączenia tel.).

Niezbyt piękny, acz mamy nadzieję, że czytelny rysunek poniżej, obrazuje proces powstania Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej oraz państw w Europie.

W przeciwieństwie do USA, w Europie państwa powstawały „od góry”. Silne grupy i jednostki podporządkowywały sobie słabsze zbiorowości i w ich interesie było, by „podbici” skupili się np. na płaceniu podatków, a nie walce o swoje prawa.

Władza centralna narzucała, co wolno reszcie społeczeństwa i ona decydowała, jak wyglądają „gwarancje” wolności. Absolutnie nie zależało takiej władzy, by poddani mieli narzędzia służące walce o swoje. Zwłaszcza w dosłownym znaczeniu słowa „walka”.

Istnieje w Europie jeden wyjątek, nawet bardziej radykalny w niektórych aspektach niż USA. Mowa o Szwajcarii, gdzie wolność nie jest pustą deklaracją, a dostępność broni powszechna. (I prosimy nie czepiać się kwestii praw wyborczych kobiet w Szwajcarii, bo to temat na inną rozmowę.)

To taka „Ameryka” w miniaturze, tylko „bardziej”, a dodatkowym czynnikiem sprzyjającym niezależności jest tam geografia.

Ktokolwiek spróbowałby podbić ten kraj, nadziałby się na niemal cały naród gotowy do walki w górskich, niewygodnych do prowadzenia ofensywy warunkach.

Jak widać, neutralność Szwajcarii miała i ma nadal nie tylko polityczne przyczyny.

Drugi kraj, wyłamujący się z europejskiego schematu pod kątem powszechnego dostępu do broni, to Finlandia.

Znajomość obchodzenia się z bronią wymusza tu matka natura, np. poprzez możliwość spotkanie niedźwiedzia na spacerze.

Równie jednak istotnym powodem jest konieczność stałej gotowości do konfliktu z innym niedźwiedziem, wielkim i zza wschodniej granicy.

Wojna zimowa z 1939-40 r. dostarcza tu wszystkich koniecznych argumentów.

Spójrzcie więc Państwo na dzieje Polski z zaznaczonej powyżej perspektywy.

W dwudziestoleciu międzywojennym można by nieco niuansować temat, gdyż czasy były „gorące” i perspektywa konfliktu non stop czaiła się za wschodnim bądź zachodnim „rogiem”.

Już PRL jednak to z oczywistych względów rozbrajanie narodu, nawet w sensie dosłownym, gdyż po wojnie broń była powszechnie dostępna.

Smutne jest jednak, iż ostatnie, z naddatkiem już trzydziestolecie, to dalsze „rozbrajanie”.

Nie było już co prawda broni, którą można by zabierać, skupiono się więc na niematerialnej ze swej istoty, „kastracji” patriotyzmu.

W końcu po co nam broń i patriotyzm, skoro mamy sojusze i sojusznicy nas obronią.

Jak wiadomo podpisanymi świstkami papieru wszyscy się przejmują, czego niedawnym przykładem była gwarancja nienaruszalności ukraińskich granic jako konsekwencja rozbrojenia atomowego naszego wschodniego sąsiada. O tym zaś, jak przygotowani byli nasi zachodni sojusznicy do wojny pokazał stan ich armii, podczas wymuszonego „przeglądu” w momencie ataku Rosji na Ukrainę.

Od upadku komunizmu szydziły przeróżne autorytety z patriotyzmu i jego militarnego wymiaru.

Przed kilkoma dniami mieliśmy „piękny” pokaz szacunku młodzieży dla munduru, gdzie żołnierze byli lżeni i opluwani, a nawet zaprezentowana została, mająca wymiar wręcz symboliczny, goła dupa.

Hołubiło się ludzi naśmiewających się z polskości, a wielu z tych, którzy tak gorąco w ostatnich latach zagrzewają Ukrainę do walki bez kompromisów, od lat wręcz naśmiewało się z prób prowadzenia polityki państwa w duchu patriotyzmu.

Dla nas symbolem takiej postawy jest ś.p. Pani J.Paradowska. Człowiek chciałby zapomnieć o takich ludziach ale się nie da, bo media w tonie chwalebnym donoszą, iż np. „dostaje” ta Pani ławeczkę bodajże w Krakowie.

Przez lata, z takim totalnie i całkowicie nieuzasadnionym poczuciem wyższości, które i dzisiaj da się spotkać wśród Platformerskiego i lewego buractwa nabijała się ta Pani np. z parad wojskowych, przy poklasku towarzyszących jej w studiu klakierów.

Bawi nas, gdy w TOK FM bądź TVN 24 przedostanie się przypadkowo na antenę jakieś ziarenko obiektywnej myśli.

Niedawno w programie Pani A.Lichnerowicz, bodajże gen. Polko stwierdził, iż gdyby był szefem Białoruskiego wywiadu (cyt. z pamięci) to jednym z jego priorytetów byłoby wspieranie działalności takich Pań jak A.Holland bądź J.Ochojska.

To po prostu sabotaż i to są oczywiste sprawy dla każdego obiektywnie myślącego człowieka.

Zbieramy teraz plony z orki takich autorytetów.

ps.

Text popłynął w stronę stosunków międzynarodowych więc na koniec trzeba przypomnieć.

Prawo do posiadania broni w USA to gwarancja obrony przed własnym rządem, na wypadek, gdyby władzy zachciało się więcej, niż określił to naród, godząc się na jej istnienie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *