Artykuł autorstwa Ł.Sakowskiego oraz D.Tworek pt. „Czas na zmianę”, (s. 68) o ryzyku związanym z zabiegami tzw. zmiany płci u młodocianych (farmakologicznymi i chirurgicznymi).
Wszystko, absolutnie wszystko co jest w tym artykule, a co dowodzi szkodliwości tranzycji małoletnich, powiedzielibyśmy Państwu już wiele lat temu. Absolutnie wszystko. Bez wyrafinowanych badań naukowych.
Wystarczy znać takie dzieciaki, rozmawiać z nimi i myśleć, analizować. Oczywiście trzeba przeżyć troszkę życia, żeby jako tako się w nim orientować i poskładać związki przyczynowo-skutkowe, jednak przede wszystkim…
…myśleć.
To są rzeczy oczywiste.
I najważniejsze. Sprawdzić, czy ktoś „wciskający” nam jakąś ideologię, nie ma w tym własnego interesu.
Kwestia modyfikacji płci stała się idealnym polem walki, gdy homoseksualizm nie budzi już większych emocji. Można się tłuc, obrażać i głosząc prawdy objawione piąć się po szczeblach polityki, ewentualnie żyć wygodnie w organizacjach wszelakich, finansowanych ze środków publicznych, gdy rządzi odpowiednia opcja (co tyczy się oczywiście każdej siły politycznej).
Niestety czasem kosztem dzieci.
Młodość polega na tym, że się szuka, próbuje, experymentuje. I to jest ok. Im więcej i intensywniej tym lepiej, choć oczywiście warto uważać, by konsekwencje „poznawania” nie zaciążyły na resztę życia.
Mniejszości sexualne to swego rodzaju subkultury, zawierająca wszystkie elementy definiujące je, jak identyfikacja przez ubiór czy język. Z tych, czy innych powodów, młodzi ludzie „wchodzą” w nie ale z czasem większość pozostawi ten etap życia za sobą, socjalizując się z dominującą w społeczeństwie większością.
Przecież to normalne, że młody człowiek, zanim wejdzie w dorosłość, szuka swojego miejsca na ziemi. Odkrywa sexualną sferę życia, jest targany wątpliwościami, chce się poczuć pewnie, oprzeć się na czymś.
Krążą w Internecie nagrania z manifestacji LGBT+inne literki, gdzie młode dziewczyny tłumaczą uczenie, kim są, co czują, z podkreśleniem uczuciowych kombinacji wszelakich. Pada dużo mądrych słów stworzonych ostatnimi czasy przez to środowisko.
Uczciwie byłoby zacząć od definicji kobiety i mężczyzny…
Co odróżnia subkulturę „trans” od innych, to fakt, iż są ludzie, którzy z sukcesem wykorzystują narosłą wokół niej „mitologię” do terroryzowania reszty społeczeństwa i na tej bazie budują swoją pozycję w polityce, mediach itp.
Jeśli mówimy o dojrzałych ludziach, takie coś nazywa się polityka.
Jeśli do tej walki wykorzystuje się dzieci, to draństwo.
Porozmawiajcie ze znajomymi pracującymi z dziećmi i młodzieżą.
Usłyszycie opowieści o dzieciakach, (to w większości dziewczyny, co ma swoje uzasadnienie) które pod koniec podstawówki określały się, ogólnie pisząc „nie hetero”, by w starszych klasach gimnazjum/liceum zacząć spotykać się z chłopakami.
Szczególnie w pamięć nauczycieli zapadają przypadki, gdy taka „aktywistka” manifestuje swoją przemianę młodocianym brzuszkiem.
Ciąża to oczywiście idiotoodporny dowód, nie reguła.
Regułą jest to, iż wraz z wychodzeniem z wieku nastoletniego „poszukujący” do tej pory swojego miejsca na ziemi dzieciak, zaczyna akceptować swoje ciało, co pozwala mu zawierać mniej lub bardziej trwałe związki homo bądź heteroseksualne. Staje się normą, częścią społeczeństwa.
Bez konieczności medycznego modyfikowania czegokolwiek.
Lęki, niepokoje i kompleksy wieku dojrzewania. Przecież to się działo zawsze.
My, dziadersi również przez to przechodziliśmy. Różnica taka, że nam na niedoskonałości naszych ciał proponowano sport i dietę, a na sexualne, związane z dojrzewaniem huragany w głowie, zimny prysznic.
Teraz podtrzymuje i wzmacnia się ów stan „zagubienia”, a w skrajnym przypadku oferuje przyszycie bądź obcięcie penisa.
Co więc z tymi, którzy w międzyczasie, z rąk „życzliwych”, otrzymają środki zaburzające naturalne funkcjonowanie organizmu, albo co gorsza, przed „wyjściem” z okresu dojrzewania, poddadzą się zabiegowi tranzycji?
Co gdy dojrzeją i stwierdzą: „To jednak nie to”.
Pewnych rzeczy nie da się cofnąć.
…
Znamy dzieciaki z zaburzoną identyfikacją. Gdy prosiły nas, zawsze zwracaliśmy się do nich imionami, które dla siebie wybrały. Nieco trwało, by przewalczyć kwestię zaimków. Nieskromnie pisząc, to była nasza heroiczna walka, przezwyciężyć trwające przecież całe dotychczasowe życie wzorce kulturowe. Udało się częściowo, gdyż jednak formy bezosobowe „poszłom”, „zrobiłom” zbyt mocno kojarzą nam się z wykluczeniem z człowieczeństwa.
Jesteśmy ludźmi. Ja, Ty. Mogę mówić do Ciebie „on”, czy „ona”, jeśli to kwestia Twojego komfortu psychicznego, jednak nigdy w tym kontekście nie nazwę Cię „ono”. Przecież tu nie chodzi o zaimek oznaczający dziecko. Tu chodzi o coś nieokreślonego. To dehumanizacja. Niezależnie jak się identyfikujesz, jesteś człowiekiem, takim jak ja i krzywda robiona Tobie, to jak krzywda robiona każdemu innemu człowiekowi, także mnie.
Powyższego nie rozumie np. człowiek o empatycznym głosie, Paweł Sulik. Jego przedziwne zaślepienie wynika zapewne z osobistej krzywdy, jednak jeśli słuchaliście Państwo którejś z jego audycji („Telefon…”) poświęconych środowisku LGBT + inne literki zastanówcie się, jaki jest ich przekaz.
Nie tolerancja czy akceptacja. Nie wspólnota pomimo różnic. Naszym zdaniem, jego rozmowy ze słuchaczami to inspiracja do przemocy. W nich nie ma szukania nici porozumienia z ludźmi o odmiennych poglądach. To fanatyzm przesłonięty odwołaniem do prawdziwej bądź domniemanej krzywdy.
—
Używając nieprawdziwych imion i zaimków względem mających z nami kontakt młodych ludzi, w zasadzie przyczynialiśmy się do umocnienia potencjalnego zaburzenia. Było to jednak mniejszym złem.
To bez wyjątku dzieciaki z psychologiem bądź (najczęściej razem) psychiatrą w kalendarzu.
Po próbach samobójczych i samookaleczeniach.
Zastanówcie się „geniusze” budujący swe kariery na nieszczęściu m.in. tych dzieci, głoszący swe „prawdy objawione” nie tylko na związane z płcią tematy. Skąd ten nagły niedobór psychologów i psychiatrów.
Skąd wysyp dzieciaków w kolejkach do poradni?
Niestety jak zwykle. Zamiast zrobić coś, by zwalczyć przyczynę… skupia się na skutkach.
Mamy obecnie wysyp świeżo upieczonych psychologów i psychiatrów, niewątpliwie posiadających odpowiedni papier. Tylko papier.
Artykuł obnażający „inny wymiar mądrości” niektórych środowisk LGBT+ inne literki, autorstwa Ł.Sakowskiego oraz D.Tworek, jest bardzo ważny. Jego istotność wynika z miejsca, gdzie został opublikowany. „Polityka” jest wszak pewnym wyznacznikiem jakości, pomimo jasnej deklaracji politycznej i kilku poszkodowanych intelektualnie ludzi piszących na jej łamach.
Mamy nadzieję, iż o wiele liczniejsi w Newsweeku ludzie z przytoczoną powyżej przypadłością, oraz podobni im tzw. „dziennikarze” TOK FM oraz TVN 24, poświęcą chwilę na zapoznanie się z treścią artykułu. Nasze skromne pragnienie szczególnie polecamy Pani Piekutowskiej oraz Panu Sulikowi, gdyż rzeczy, które dane dane nam było słuchać z ust tych państwa były… po prostu… mniejsza z tym, że w oczywisty sposób niemądre. One były krzywdzące, a w przypadku Pana Sulika, to poziom jakiejś nienawiści, tak sprawnie skrytej za tym pełnym empatii głosem.
W przytoczonym artykule pada wiele informacji o badaniach naukowych i wnioskach z nich wynikających, których autorami są uznane autorytety medyczne.
Fajnie. Tylko że…
K…. MAĆ!!!
Wystarczy myśleć, obiektywnie podejść do faktów. Stanąć z boku i z pewnej odległości ocenić sytuację.
Powtórzmy.
Wszystko, absolutnie wszystkie wnioski znajdujące się w tym artykule, będące efektem zapewne długich i drogich badań, wskazalibyśmy Państwu już kilka lat temu, gdy zdroworozsądkowa opinia publiczna została sterroryzowana przez środowiska głoszące, iż biologiczna kobieta może stać się biologicznym mężczyzną i vice versa oczywiście.
I żadnej dyskusji. Przecież to, do wyboru: fanatyzm religijny, komunizm bądź nazizm.
Uniemożliwienie krytycznej dyskusji, konfrontacji przeciwnych stanowisk, to mord na fundamentach demokracji i gwałt na zdrowym rozsądku.
…
Dziecko wchodzi w nastoletni wiek.
Instruowane od najmłodszych lat dzięki internetowi w sprawie sexu wie, że ten moment się zbliża.
Wygłupy, wzajemne wyświetlanie filmów, chwalenie się „wyczynami”.
Szukanie zainteresowania.
Media atakują kanonem urody. Wyglądać jak gwiazda porno i mieć powodzenie.
Co jeśli się nie ma?
Gdzie leży wina?
O wiem. Mnie chłopaki nie pociągają.
I spotykamy osobę taką jak my, odrzuconą przez grupę samców i samic alfa.
Szukamy uczuć u podobnej osoby jak my i ta relacja może się przerodzić w relację homoseksualną.
I to jest ścieżka kulturowa, nie biologiczna.
Nie chcę mnie, bo wyglądam jak wyglądam. „Nienawidzę mojego ciała”, szukam ratunku w sieci, a tam znajduję uczynnych ludzi, którzy wytłumaczą mi, że nie jestem w swoim ciele i mogę to zmienić.
…
Problemy nastolatków z rodzicami były, są i będą.
Pisaliśmy już o tym. Co najlepszego może zrobić psychiatra, psycholog, by pomóc dziecku? Porozmawiać z nim z szacunkiem, zainteresować się jego problemami. Zapewnić mu komfort psychiczny.
Najlepsza metoda by rozwiązać problem niewystarczającej ilości pomocy psychologicznej dla nieletnich, to rozmowa rodziców ze swoimi dziećmi z szacunkiem dla nich.
W latach 90-ych była kampania „Dziecko to człowiek”. Tylko jeszcze wtedy propaganda LGBT+inne literki nie podsuwała wygodnego rozwiązania.
Rodzic nie radzi sobie z dzieckiem (tzn. najczęściej nie radził sobie w swoim związku, co przeniosło się na dziecko na różnorodne sposoby).
I oto dociera do takiego rodzica „postępowa” propaganda lgbt + inne literki, również i literka „t”.
Rodzic może się rozgrzeszyć. To nie moja wina, ja nie jestem złą matką (najczęściej, bo ojciec gdzie indziej), to moja córka/syn jest w niewłaściwym ciele i stąd nie możemy się porozumieć. Stąd problemy. Pomogę mu i będzie cacy.
Swego czasu przeraził nas program Pani Piekutowskiej w któryś weekendowy poranek w TOK FM.
Pochwalna rozmowa toczyła się z Panią, która o swojej córce(?) napisała książkę: „Mów o mnie ono”. „Ono” czyli kto? On, Ona. Jesteśmy unikalnymi jednostkami, niepowtarzalnymi w stu procentach indywidualnościami. Wszyscy też jesteśmy częścią zbioru ludzie.
Długo zastanawialiśmy się nad tym tytułem. „Ono” miałoby sens w interpretacji, jako dziecko.
Z dzieciństwa się wyrasta i w dorosłość wchodzi jako On lub Ona. To ma sens.
Zdaje się nie o to autorce chodziło.