O Donaldzie Tusku słów dobrych kilka.

Jutro wielki dzień Pana Donalda. Warto przy tej okazji oddać mu sprawiedliwość w kilku kwestiach.

Po pierwsze przyznajemy się do błędu. W jednym z pierwszych wpisów, zirytowani jakością naszej siostrzano-braterskiej strony Oko.press popełniliśmy wpis o Lechu Kaczyńskim. Pan Tusk, słusznie zwrócił nam uwagę, podczas, zdaje się, wystąpienia w Gdańsku, iż były prezydent w Magdalence nie unikał toastów.

Przyznajemy. Nie dochowaliśmy tu rzetelności i nie sprawdziliśmy tego faktu. Jeden, jedyny raz.

Nie kłamiemy, nie naginamy, opisujemy rzeczywistość i gdy popełnimy błąd, zawsze się przyznamy.

Wracając do głównego wątku…

Cóż dobrego o Panu Donaldzie można powiedzieć?

Całkiem sporo.

Udało mu się pogodzić karierę polityczną z życiem rodzinnym. Sukces zawodowy zawsze odbywa się kosztem rodziny i również w tym przypadku miało to miejsce (to powszechna wiedza, Pan Donald też w różnych sytuacjach o tym wspominał), jednak ostateczny rachunek jest na plus.

Dzieci są samodzielne, a tata, już dziadek, jak wielu ludzi w jego przypadku, zapewne „odkupuje” dawne „winy” w kontaktach z wnukami.

To jednak sprawy osobiste i nic nam do tego. Jest to jednak plus, tak po ludzku, zwłaszcza przy „standardach rodzinnych” wyznawanych przez wiele „gwiazd” prawicy.

Polityka.

Wszystkie dokonania w tej sferze, ktoś niechętny podsumuje stwierdzeniem, iż bohater niniejszego wpisu zawsze grał na siebie. Tylko na siebie i można się spierać, czy w tej grze Polska, niejako przy okazji, zyskiwała czy traciła.

Nie przykryje to jednak faktu, iż Pan Donald zachował, do czasu, na stanowisku szefa CBA Mariusza Kamińskiego.

Oczywiście, wielu „fanów” Pana Donalda stwierdzi, iż zrobił to, by zamaskować, przykryć swoje niecne zamiary itp., itd.

Pan Kamiński został jednak na „uderzeniowym” stanowisku, a nie musiał.

To fakt, wszystko inne to przypuszczenia.

Pan Donald pokazał tym ruchem, że respektuje pewne zasady. Ostra walka – ok., ale nie wykraczająca poza pewne reguły.

Dziś te zasady to przeszłość. Jesteśmy w punkcie „zwycięzca bierze wszystko”.

Chwalimy dalej.

Pan Donald przebija intelektualnie wszystkich, absolutnie wszystkich znaczących działaczy Koalicji Obywatelskiej o lata świetlne.

Zarówno ci „starzy”, jak Pan Lewandowski, czy „młodzi” jak panowie Budka czy Arłukowicz, o naczelnych paniach w tej formacji nie wspominając. To jest albo gra na jedną nutę, kochaną przez twardy elektorat (p.Arłukowicz), albo nieporadność logiczno-językowa + jedna nuta oczywiście (większość KO).

Znacznie odstawiają ich, dokooptowani choćby tylko do list PO, obecnej KO, politycy z przeszłością w PZPR.

Gdzieś w okolice lidera zbliża się Pan Trzaskowski, jednak to jeszcze nie ta liga. Prezydent Warszawy zyskuje jednak wśród elektoratu, któremu nie pasuje realistyczny język Pana Tuska.

Chodzi nam tu o zbłąkanych, młodych ludzi, najczęściej utożsamiających się z lewicą, którzy swoje fikcje, czy raczej artykułowane przez żerujących na nich liderów, uznają za rzeczywistość.

Pytano nie raz Pana Tuska o oddanie władzy młodym. Odpowiedź można zawrzeć w zdaniu: „Chcecie, to sobie weźcie, tak jak ja to zrobiłem”. To uczciwe. Pan Tusk, starej daty samiec alfa, walczył o swoją pozycję i sobie ją wywalczył, pozbywając się po prostu konkurencji.

„Chcecie młodzi władzy? Wygryźcie mnie.”

Nie o powyższe nam jednak chodzi w kontekście zagubionych dzieciaków, tym bardziej, że napiszemy teraz o młodszych i zagubionych w stopniu, który może prowadzić i niejednokrotnie prowadzi do tragedii.

Jest taka wypowiedź wiecowa szefa KO sprzed ok. dziesięciu lat, gdzie mówi o miłości, jak to jest Ona odpowiedzią na wszystko, rozwiązaniem itp., itd. Zdaje się gdzieś ponabijaliśmy się z tych słów. Rzecz w tym, że… Pan Tusk ma rację.

Ówczesna wypowiedź nijak się miała do całości sytuacji polityczno-społecznej i brak jej było kontekstu, który sprawił, iż obecnie poruszana ta kwestia jest niezwykle aktualna.

Podczas jednego z ostatnich wystąpień, Pan Tusk otrzymał pytanie o pomoc psychologiczną w szkole w kontekście tragicznej sytuacji psychicznej dzieci.

I powiedział wówczas słowa wielkie. Słowa, które są oczywistością dla pedagogów i psychologów pracujących z dzisiejszymi dzieciakami.

Kluczem są rodzice.

Jeśli rodzice „nadają na tych samych falach”, rozumieją się i wiedzą, że wraz z pojawieniem się dziecka ich priorytety życiowe powinny się zmienić, jeśli to wszystko jest normalnością, to dziecku nic nie grozi.

Recepta: rozmowa rodziców z sobą, rozmowa rodziców z dzieckiem. Wzajemny szacunek. Zakładamy, że mówiąc o „miłości” to właśnie Pan Tusk miał na myśli.

Nie powiedział tego całkiem wprost, troszkę kluczył, nie chcąc zapewne wywrzeć wrażenia, że bagatelizuje brak psychologów w szkołach.

Powiedział jednak, co powiedział. Jeśli rodzina zbudowana jest na miłości, terapia nie jest potrzebna.

Inni liderzy KO i lewicy krzyczą – proszę zwrócić uwagę, że zawsze to robią, rozmawiając w kontekście problemów dzisiejszych dzieciaków. Emocjami przykrywają w ten sposób merytoryczną rozmowę.

Wiecie Państwo co psycholog/psychiatra najlepszego może zrobić dla dziecka? Porozmawiać z nim z szacunkiem i nie bagatelizować jego problemów. Halo… Rodzice…

Dlatego za tamte słowa szacunek dla Pana, Panie Donaldzie.

Jest Pan jedyny, spośród znaczących postaci, po tej stronie sceny politycznej, który odważył się to głośno powiedzieć.

Wypowiedzi Pana przybocznych i liderów lewicy w tej kwestii to podłość, której szczytnym celem, w ich i Pana rozumieniu jest, odsunięcie PiS od władzy. Nie zmienia to jednak faktu, że ich wypowiedzi to podłość.

Szef KO przyznaje, że się mylił przed 2015 r. w niektórych kwestiach, na czym Pan J.Kaczyńskie skorzystał. Reforma emerytalna bez dania ludziom wyboru, 500+. Wyciągnął wnioski, uczciwie to przyznaje.

Jest tu bowiem łyżka dziegciu.

W kontekście kryzysu psychologicznego dzieciaków, Pan Donald był częścią systemu, który przyczynił się do obecnej sytuacji.

Chodzi tu o prozaiczne sprawy finansowe.

Jeśli rodzice muszą „zajeżdżać” się w pracy, by wiązać „koniec z końcem”, nie mają czasu dla dzieci, są nerwowi, opryskliwi, wiecznie zestresowani, skłonni do kłótni.

To się odbija na rodzinie.

W pełni różnice zrozumie tylko ktoś, kto po latach „wyzysku” ze strony pracodawcy osiągnął stabilizację finansową i może poświęcić czas po pracy na to, na co ma ochotę.

Oczywiście zaraz padnie hasło: „PiS rządzi od 8 lat i ich socjal nie pomógł”.

Śmiemy twierdzić, że pomógł, gdzie mógł pomóc.

To jest TYLKO 8 lat. Rodziców dzisiejszych nastolatków ukształtowały czasy wcześniejsze, a dzisiejsze nastolatki „zaznały” życia w ówczesnych realiach. Teraz zbieramy tego żniwo.

Oczywiście pojawiło się wygodne dla prawie wszystkich wyjście.

Nie mając podparcia w rodzinie, dzieciaki się gubią, szukają, odkrywają, a „usłużne” środowiska podsuwają im odpowiedź.

Na koniec…

…Pan Tusk bierze wszystko.

Słyszymy wypowiedzi: „Nie ma szans na milion 1.X”.

Dlaczego nie?

Pan Donald wytworzył wokół siebie wręcz ruch mesjanistyczny.

Ciekawe analogie historyczne się nasuwają.

Pod względem ustrojowym to PiS robi rewolucję, jednak pod względem czysto ludzkim…

Rewolucja Angielska i Francuska. Monarchowie, oskarżani o tyranię itp., zostali zgładzeni przez ludzi (Cromwell, Robespierre), którzy w skutek tego zyskali władzę, o której ściętym i ich przodkom „z Bożej łaski” się nie śniło.

Królobójcy mogli wszystko, gdyż argument obalenia tyranii wsparty powołaniem się na sprawiedliwość i demokrację tłumił wszelkie opory, przynajmniej do czasu, aż zagrożeni decyzjami władzy nie stali się większością.

Listy KO są tak skonstruowane, że ludzie na miejscach biorących są całkowicie zależni od lidera.

W tej sytuacji mamy wizję Pana J.K. „gilotynowanego” i Pana D.T. wprowadzającego bez głosów sprzeciwu rządy „sprawiedliwe” wg oczywiście swojej definicji owej „sprawiedliwości”.

Ach. Przewidujemy iż, jeśli opozycja przejmie władzę, kilka kolejnych lat to będzie „miód i orzeszki”. Napłynie pożyczka z UE, socjal PiS-u zostanie utrzymany, igrzyskami zaś będzie rozliczanie afer prawicy.

Gdyby bowiem ludzie, pod nową ekipą, odczuli pogorszenie swojego statusu materialnego, szybciej ruszyliby do walki o „demokrację”, niż podjęli ją na masową skalę niechętni obecnej władzy.

Na koniec jeszcze jedna laurka.

Jeśli dobrze pamiętamy, „konikiem” Pana Tuska jest starożytność, a nam przychodzą do głowy analogie z Cezarem i Hannibalem (tym z Kartaginy, nie Lecterem).

Ciekawe, czy w sytuacji zwycięstwa, stać będzie pana Tuska na gest, jaki względem pokonanej armii Pompejusza okazał zdobywca Galii.

Ech… żebyśmy jeszcze przed wyborami zdążyli o tym napisać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *