Po raz 10 w Katowicach odbędą się zawody e-sportowe w ramach Intel Extreme Masters. Każdy, kto ma jakie takie pojęcie o branży gamingowej wie, że to nie byle co.
Taka akcja wymaga odpowiedniej miejscówki. Po raz DZIESIĄTY rozgości się więc w „zbudowanym przez” Edwarda Gierka katowickim Spodku.
Chyba nie sposób znaleźć w światowej architekturze podobnego dzieła pod względem nie tylko wizualnym ale i użytkowym. Nie dość, że wpisało się idealnie w potrzeby swoich czasów, to wraz z pojawieniem się nowej gałęzi „przemysłu”, o której w latach 70-ych nikomu się nie śniło, Spodek deklasuje podobne miejscówki w naszej części Europy. Można by przypuszczać, że Gierek miał za doradcę wróżbitę (do czasu).
Przypomnijmy jeszcze, pomijając wiele innych przykładów, iż trasa Warszawa – Katowice (zwana „Gierkówką”), była przez wiele lat chyba jedyną w Polsce dłuższą drogą, którą można było w miarę szybko przebyć bez destrukcji zawieszenia.
Niech żyje Gierek! Dziękujemy. Koniec artykułu.
No nie. Aż tak łatwo nie pójdzie.
Zabawna jest panika jaka zapanowała wśród dziennikarzy i publicystów po premierze filmu „Gierek”, w reżyserii M.Węgrzyna.
Jak zwykle różne „mądre” głowy zaczęły tłumaczyć uważanym przez nich za „ciemne” masom, jak to było naprawdę.
Cóż. Pojawiające się w ich ustach nawiązania do J.Kaczyńskiego, pomijając absurd tej sytuacji, świadczy o pewnej panice. Prawie boli nieświadomość tych „geniuszy”, że bez sensu jest tłumaczenie „swoim”, co jest „mniam”, a co „be”.
To bez sensu, bo „swoi” tak samo przecież myślą. Ci z drugiej strony albo was nie słuchają albo potrafią samodzielnie myśleć i łopatą ładowana indoktrynacja tylko ich drażni.
Tak więc jesteśmy podrażnieni.
Słuchamy/czytamy różne ideologicznie nasączone opinie o filmie. Ignorujemy. Szalę irytacji przelała „Polityka” (nr 6 z 2022 r.) bo jednak tytuł do czegoś zobowiązuje.
Tymczasem…
…w owym tygodniku artykuł o Gierku autorstwa Pana M.Zaremby. Kolejny raz dostajemy pobożnożyczeniowe naginanie rzeczywistość pod założoną przez autora linię.
Autor pisze: „…komentowanie i prostowanie obecnych w filmie nieścisłości, przeinaczeń i głupot wymagałoby książki”.
Po czym, wbrew powyższej deklaracji, od razu przywołuje konkretne sceny z filmu. Tylko ich demaskowanie słabo wypada.
Jak pisze, film pokazuje w jednej z pierwszych scen, jak Gierek każe usunąć swoje portrety, po czym autor artykułu potwierdza, że śląski szef partii faktycznie nie lubił takiego lizusostwa.
Następnie „uderza” w I Sekretarza przywołując górnolotne zapowiedzi jego wystąpień. Cóż. Wychodzi na to, że i w tym Gierek znacznie wyprzedził swoje czasy. Dzisiaj występ byle miernoty poprzedza „podniecony” zapowiadacz.
Dalej Pan Zaremba tylko potwierdza zasadność „mitu” Gierka. Przyznaje, że po siermiężnym, oszczędnym (słynne słowa o tym, że jedna toaleta na kilka mieszkań wystarczy) Gomułce ludzie z entuzjazmem zareagowali na postawnego, energicznego technokratę.
Autor nie może się zdecydować, czy optymizm w społeczeństwie wczesnego Gierka był autentycznym odczuciem, czy też efektem „fabrykowanej charyzmy” I Sekretarza.
Prawdziwą „jazdę po bandzie” Pan Zaremba uprawia, gdy przystępuje do analizy przyczyny wzrostu sympatii względem I Sekretarza w III RP. W tym science-fiction niewiele jest science. Autor źródła zmiany postaw społecznych upatruje bowiem w wydarzeniach 11 września 2001 r. i zamachu na WTC. Wypada pogratulować!
Nie wiemy i nie chce nam się sprawdzać ile Pan Zaremba ma lat ale chyba niedużo. Gdyby bowiem żył w latach 90-ych wiedziałby, że u większości społeczeństwa dominowała narracja: „Gierek zadłużył Polskę i to nas zrujnowało”. I nie było dyskusji.
Postkomunistyczny elektorat SLD to było żelazne zaplecze gierkowego mitu, utwardzone (w czytającej części) wspomnianą w artykule książką Pana Rolickiego.
Reszta społeczeństwa pozostawała pod wpływem jednego przekazu, wszak wszystkie pozostałe opcje polityczne zgodnie potępiały reformy śląskiego szefa KC, a wiara w „drugą Japonię” czy USA nie od razu się skompromitowała.
Ba! Żeby było zabawne, najwięksi liberałowie gospodarczy schyłkowych lat 90-ych to byli, obok środowiska L.Balcerowicza oczywiście, przywódcy SLD. Leszek Miller to postać dosłownie ikoniczna. Ucieleśnienie wszystkich dogmatów gospodarki liberalnej, zwłaszcza tych niosących pogorszenie poziomu życia warstwom nie radzącym sobie w darwinowskiej rzeczywistości.
Ponieważ jednak wierchuszka SLD, z Millerem na czele, nie potępiała PZPR, sentymentalnie związany z minionymi czasami elektorat trwał przy nich, nie mając innej alternatywy.
Prawdę mówiąc, dla ówczesnego elektoratu SLD, sentyment do czasów Gierka był mniej istotny niż nienawiść do „solidaruchów”.
„Solidaruchy” zaś, z których dzisiaj wielu to koledzy Pana L.Millera, M.Borowskiego itp., wówczas „ziali na nich ogniem”.
To był, można powiedzieć, konflikt historyczno-emocjonalny.
Wyciąganie wniosków co do oceny czasów Pana Edwarda G. na podstawie sondażu z 1996 r., w którym postawiono pytanie „Jak oceniasz rządy PZPR?”, to żenada. Żenada Panie Zawada.
Mit Gierka właśnie stąd się wziął, że okres jego rządów odróżniał się od czasów przed i po nim, podobnie jak on, jako człowiek, odróżniał się od poprzedzających i następujących po nim przywódców partii.
Jeśli na takiej zasadzie przyszłe pokolenia mają oceniać dorobek III RP, to… hmmm… w sumie to zabawna myśl.
Nie da się obronić teza, iż zła ocena PRL-u w latach 90-ch, jest tożsama z oceną rządów Gierka.
Faktem jest jednak, iż w nowym tysiącleciu śląski sekretarz dostał nowe życie. Dlaczego?
Co się zmieniło?
U progu nowego tysiąclecia, po dziesięciu latach życia w „raju”, który ciągle nie nadchodził, wraz z upowszechnieniem się Internetu pojawił się dostęp do wiedzy, do opinii, do danych,
Gdzie mieli zwykli ludzie weryfikować wiedzę w czasach, gdy w nieustającym kryzysie lat 90-ych musieli walczyć o chleb? Skąd, przed erą Internetu czerpać informacje o geopolityce, ekonomii, czy istotnym w tych rozważaniach kryzysie naftowym.
Kto miał czas na przesiadywanie w bibliotekach, prasówki i kontakty z zagranicznymi ekonomistami i intelektualistami, którzy powoli odkrywali, że z tym cudownym wolnym rynkiem (który nigdy nie był i nie jest wolny) coś jest nie tak.
Lata 90-e. Przemysł padł. Bezrobocie rosło w tempie porównywalnym z przestępczością.
Jak nie miał rosnąć sentyment za Gierkiem, skoro ludzie na co dzień korzystali z inwestycji z jego czasów i mieszkali w blokach dzięki niemu wybudowanych, a nowe czasy przyniosły głównie obietnice zwiększające swą częstotliwość każdorazowo przed wyborami?
Dobrze, że tych bloków nie opłacało się po przemianach ustrojowych „inwestorom” rozebrać. Można sobie wyobrazić przymusową ewakuację mieszkańców z „zagrożonych” zawaleniem PRL-owskich bloków.
Zburzyć, wyrównać i sprzedać. Zwięzła analiza lat 90-ych.
To wszak spotkało przemysł ciężki.
Jeśli macie Państwo znajomych związanych z przemysłem maszynowym, popytajcie ich, jak łatwo przychodzi im dzisiaj zdobyć np. stal pod realizacje zamówień.
Druga część artykułu Pana Zaremby jest bardziej merytoryczna. Co zabawne, przy tak zdecydowanej, wcześniejszej krytyce, w znacznej mierze stanowi pochwałę reform, które dopiero w późniejszych latach uległy degeneracji.
Rzetelna ocena czasów Gierka musi uwzględniać sytuację nie tylko wewnętrzną ale i geopolityczną w szerokiej perspektywie. Troszkę za łatwo autor obszedł się z konsekwencjami jakie dla Polski niosły ze sobą ekonomiczno-finansowe problemy świata zachodniego, wywołane drugim w latach siedemdziesiątych kryzysem paliwowym.
Jest regułą, że kraje „na dorobku”, które pełne optymizmu korzystają z „dobroci” zachodnich rynków finansowych, w końcu źle na tym wychodzą.
Zawsze, gdy chcą pozostać niezależne politycznie.
I to jest nadal aktualne.
Ten straszny Gierek…
Państwa są dzisiaj zadłużone jak jeszcze nigdy w historii, a dotyczy to przede wszystkim USA.
USA jednak „nie mogą zbankrutować”, mogą za to rachunek wystawić reszcie świata.
Po Gierku jednak co nieco zostało. Co zostało po dwóch wielkich kryzysach z nowego tysiąclecia?
Ich autorzy, zarówno ludzie jak i instytucje, nie tylko nie ucierpieli, ale wręcz zyskali na machinacjach, które doprowadzały, w skrajnych przypadkach, do samobójstw znęconych ułudą zysków „szaraczków”.(1)
Przekręty budowane na kapitale, by przynieść większy kapitał.
Ekonomiczno-społeczny przekaz kierowany do młodych i nie tylko młodych ludzi brzmi następująco: „Praca nie ma wartości”.
Finansiści wymyślają konstrukcje giełdowe, które służą tylko temu, by pieniądz wygenerował kolejny pieniądz.
Dlaczego ekolodzy nie burzą się przeciwko kryptowalutom? Zastanawiali się Państwo nad tym? Niewyobrażalne zasoby energii marnowane na tworzenie czegoś co, mimo starań, jest kompletnie bezużyteczne.
W sumie nie całkiem. Łatwiej dzięki walutom cyfrowym można wyprać prawdziwe pieniądze.
Podobno mamy kryzys energetyczny? Halo ekolodzy? Każdy ma swoją ceną, nieprawdaż?
Buduje się w tej naszej światowej, rynkowej gospodarce piramidy, ale nie takie, które pozostałyby jak drogi czy mieszkania czasów Gierka. Piramidy z wirtualnego pieniądza, które się rozsypują prędzej czy później.
Oczywiście te kryzysy są krótkotrwałe, cały bowiem interes polega na tym, żeby jak najszybciej po nich posprzątać (tzn. przeksięgować gdzie trzeba), co pozwala całą historię rozpocząć od nowa.
I tylko Spodków nie przybywa.
Niech żyje Gierek?
Przypisy:
- Dla zasady trzeba wspomnieć, iż LB w 2008 r. upadł, ale to tylko nazwa, fasada. Kryzys spowodowali ludzie, którzy po wyresetowaniu LB udali się pod inne szyldy.