Pan Trzaskowski na scenie, czyli kampania nabiera rozpędu, a Kazik wygrywa wybory.

Cztery są, częściowo się pokrywające, warunki zwycięstwa opozycyjnego kandydata w wyborach prezydenckich 2020 r.

  1. Zostanie zmobilizowany „bierny” elektorat, obecnie nie zamierzający brać udziału w wyborach,
  2. W drugiej turze elektorat antypisowski pójdzie zjednoczony do urn, niezależnie od tego, kto będzie rywalem Prezydenta Dudy,
  3. Część elektoratu obecnego Prezydenta zostanie zniechęcona do udziału,
  4. Część powyższego elektoratu zostanie przejęta przez kandydata opozycji.

Jak się okazało, żaden z powyższych scenariuszy nie miał szans powodzenia w przypadku Pani Kidawy-B. Co zawiodło?

Wszystko.

Pomińmy fakt, iż Pani Kandydatka się najzwyczajniej w świecie nie sprawdziła z przyczyn „naturalnych” co, jak już wspominaliśmy, również nas zaskoczyło.

Początkowo wydawało się, iż kobieta-kandydat ma szansę na realizację nawet scenariusza nr 4, ale zanim jeszcze Pani K.-B. zaprezentowała wszystkie swoje słabości, zweryfikowaliśmy nasz osąd.

Prezentacja sztabu Kandydatki dosłownie anihilowała tą możliwość.

Jaki „geniusz” wpadł na pomysł, by do sztabu „wydelegować” Pana Bartosza Arłukowicza. Przecież to solista! Pan A. gra skutecznie, ale to gra „na siebie”.

Chwalono go za kampanię do Europarlamentu i dobry wynik który osiągnął. Jest to prawdą, tylko jakimi metodami tego dokonał? Polaryzując.

Pan A. to ostry gracz. Wali w przeciwnika i nie przejmuje się takimi drobiazgami jak obiektywność wywodu, punkty widzenia i inne tego typu rzeczy, które my akurat cenimy. Zdaje sobie świetnie sprawę, iż mało komu, a już z pewnością jemu i jego elektoratowi nie jest to do niczego potrzebne.

Posługując się taką retoryką, nie ma szans pozyskać wyborcy z „miękkiego” pogranicza PiS, świetnie jednak mobilizuje antypisowski elektorat. Im bardziej „wściekły”, tym skuteczniej.

W rezultacie zdobywa niezły wynik, w dużej mierze odbywa się to jednak kosztem jego mniej wyrazistych, partyjnych kolegów i koleżanek.

Jeśli ofensywne wypowiedzi Kandydatki powstały z jego inspiracji, to należą mu się kwiaty od Prezydenta Dudy, gdyż werbalne ataki Pani K.-B. to była tragedia.

Skoro kobieta-kandydat miała być atutem, logiczna wydawała się konstrukcja, by była ona chodzącą „koncyliacją”, namawiającą do porozumienia i emanująca empatią.

O „nienawistną” część elektoratu zadbałby Pan Arłukowicz.

To był jeden z kluczy do sukcesu D.Tuska, który choć sam unikał chamstwa, korzystał z takich właśnie występów Panów Palikota i Niesiołowskiego.

Drugi „filar” byłego już sztabu, Pani Izabela Leszczyna, ze względu na podobnie wojenną retorykę, wpisywałby się w ten schemat.

Coś jak dobry car i źli bojarzy.

Wszystkie wypowiedzi Pani L. krążą wokół myśli przewodniej: „obecny rząd jest niekompetentny, zły i w ogóle wielonegatywnieprzymiotnikowy, a myśmy robili wszystko super”.

Swoje wypowiedzi Pani L. konstruuje z pozycji ekonomicznego experta i słuchając potoku słów można w pierwszej chwili odnieść wrażenie o słuszności takiego założenia, jeśli jednak zastanowić się co tak właściwie Pani L. mówi…

Nie chodzi nawet o to, iż Pani L. nie ma ekonomicznego wykształcenia. W ostatnim trzydziestoleciu wartość magistrów, doktorów, a nierzadko i profesorów bardzo się zdewaluowała.

Jeśli jednak odrzeć z „antypisowskiego ognia” wypowiedzi Pani L., to niewiele zawartości w nich pozostaje.

Nie przypominamy sobie jakiejkolwiek wypowiedzi Pana Arłukowicza, która nie byłaby atakiem na PiS i podobnie jest w przypadku Pani Leszczyny, choć tu nie wybiegamy dalej niż 2015 r. kiedy to w bardziej wyrazisty sposób pojawiła się w naszej bańce informacyjnej.

Uzmysłowiliśmy to sobie w piątek, w programie Pana J.Żakowskiego (15.05.2020), gdy Pani Posłanka odniosła się do faktu wycofania kandydatury Pani Kidawy-B.

Poruszyła inny temat, niż ten, iż „PiS jest zły”.

Cóż to była za katastrofa. Wyborcy zostali nazwani „wieprzami”, niegodnymi dostąpić zaszczytu głosowania na byłą już „perłową” kandydatkę.

Przy takich sternikach kampanii, nie dziwi jej finisz.

Tak więc na scenę wkracza Pan Trzaskowski.

Wpadka, również nasza, z Panią Kidawą, skłania do ostrożności w sądach, ale mimo to wydaje się pewne, iż wystąpienia Prezydenta Warszawy będą lepszej jakości.

Niełatwo nam sobie wyobrazić byłą kandydatkę, przemawiającą przed sztabowcami i wsłuchującą się w ich krytyczne uwagi odnośnie postawy, gestów, słów. Jej wypowiedź podczas ostatniej konwencji pełna była nie tyle błędów językowych, co fonetycznych wpadek „ssssss”.

To by była pierwsza rzecz którą by wyeliminowano podczas „przesłuchania”.

Wizja Pana Trzaskowskiego, omawiającego wystąpienie ze sztabowcami, tj., jak sądzimy, w przyjacielskim gronie, wydaje się naturalna.

Której z wymienionych ścieżek „sukcesu” nada Kandydat priorytet?

Poszedł „na ostro”.

Niestety nie jesteśmy w stanie na bieżąco komentować wydarzeń, a szkoda, bo dzisiaj chwalilibyśmy się naszymi profetycznymi umiejętnościami.

Natychmiast po zmianie Kandydata wiedzieliśmy, iż polaryzacyjna ścieżka jest jedyną w jego przypadku rozsądną.

Wiadomo, iż będzie (już jest) bezpardonowo atakowany przez rządowe media, a nie może, jak do pewnego stopnia Pani Kidawa by mogła, ale też np. prof. Grodzki, ustawić się w roli szkalowanej ofiary.

Celem pierwszej tury jest pokonanie „kolegów” z opozycji, odebranie głosów, które kandydatka PO na ich rzecz straciła.

Kreowanie się na kandydata „ponad podziałami”, co pasuje do Pana Kosiniak-K. i Pana Hołowni, w przypadku Pana Trzaskowskiego, przynajmniej w pierwszej turze, byłoby błędem.

Najrozsądniejsza strategia działania jego sztabu, by była skuteczna, musi być odwrotnością tego jak powinien był działać sztab Pani Kidawy, tj. koncyliacyjna kandydatka i fighterzy na zapleczu.

Teraz kandydat-fighter mobilizuje opozycyjny elektorat, a aparat propagandowy powinien podjąć próbę zniechęcenia elektoratu obecnego obozu władzy.

Dygresja:

Swego czasu otrzymaliśmy kilka maili z pretensjami, iż nie opublikowaliśmy, dawno zapowiedzianego textu o analogiach pomiędzy propagandowym aparatem III Rzeszy oraz obecnej władzy. Niestety czas nie pozwolił na stworzenie obszernego, wyczerpującego temat artykułu, ale najpóźniej pojutrze pojawi się krótkie zestawienie podobieństw i różnic.

Powyższe zagadnienie jest istotne w kontekście trwającej kampanii, a w zasadzie każdej kampanii wyborczej.

Teza mówiąca, iż PiS stosuje nazistowskie metody propagandy jest bardzo atrakcyjna medialnie, jednak jest nieprawdziwa, pomimo iż wiele podobnych metod stosuje.

Sprzeczność? Pozorna.

Na czym polega różnica?

Dostępne źródła na temat życia wodza III Rzeszy nie przynoszą nam żadnych informacji odnośnie jego jakiejkolwiek zorganizowanej, w zakresie propagandy, edukacji. Nie wiadomo czy czytał, jak Mussolini, „Psychologię tłumu” Gustave Le Bon.

Pewne jest, iż podziwiał Karla Luegera, burmistrza Wiednia, którego antysemickie wystąpienia oglądał na własne oczy.

Jego późniejsze, niewątpliwe zdolności czarowania tłumów, to efekt ciężkiej pracy i zdobytego doświadczenia, podczas nabywania którego nie odnosił bynajmniej samych sukcesów.

M.in. stosowane przez niego „techniki” stanowią przedmiot badań psychologii społecznej, nauki w międzywojniu dopiero raczkującej.

Czasem wydaje nam się, iż sztabowcy opozycji to sami matematycy i nikt z nich nigdy nie miał w ręce podstawowego podręcznika do wspomnianego działu psychologii, jakim jest „Człowiek, istota społeczna” E.Aronsona.

Po lekturze tej książki, a jest cała masa innych, choć my tą akurat cenimy najbardziej, oczywiste stają się sukcesy propagandowe obecnego obozu rządzącego.

Jest to po prostu wiedza o uniwersalnych zachowaniach grup społecznych, o formułowaniu przekazu w taki sposób, by owe grupy postępowały w pożądany przez nas sposób.

Podsumowując.

Aparat propagandowy PiS komunikując się ze społeczeństwem wykorzystuje dorobek psychologii społecznej.

Nauka ta, poprzez doświadczenia z wykorzystaniem nieświadomych istoty experymentów ludzi, bada zachowania jednostek i zbiorowości oraz techniki służące modyfikowaniu owych zachowań.

Przywódca III Rzeszy wykorzystywał w swojej propagandzie niektóre z owych technik, co musiało, z braku jakiejkolwiek retoryce podobnej edukacji, wynikać z naturalnych uzdolnień.

Konsekwentnie trzymał się dwóch zasad skutecznej propagandy: emocje mają przewagę nad logicznym myśleniem, a przekazowi powinny towarzyszyć pewność siebie, zdecydowanie i wiara we własne słowa. „Nigdy się nie cofać”, „Kłamstwo zawsze pozostawia za sobą ślad” (w znaczeniu, że to dobrze iż pozostawia).

Czy nie przychodzą nam po przeczytaniu powyższego jakieś współczesne skojarzenia?

Czasem nam się wydaje, iż „bezmiar” afer które towarzyszą rządom PiS to celowy zabieg. Jak bowiem skonstruować mocną, czytelną dla obywateli ofensywę przeciw rządzącym, jeśli co chwilę wyskakuje coś nowego. Szaleństwo!

Tymczasem Zjednoczona Prawica od lat „jedzie” na tym samym paliwie.

Gdybyśmy byli sztabowcami Pana Trzaskowskiego, plan wyglądałby następująco.

Ostre wypowiedzi kandydata. Jak dotychczas. I niech się komentatorzy oburzają na słowa z rodzaju zapowiedzi np. likwidacji informacyjnej części mediów publicznych. Już to widzimy… Przecież to bardzo dobrze płatne miejsca pracy, a po zwycięskiej(?) kampanii trzeba ludzi wynagrodzić.

Ktoś jeszcze pamięta o POwskiej obietnicy likwidacji Senatu? Ha! Właśnie nas oświeciło, że gdyby Pan Tusk dotrzymał obietnicy to nie byłoby już dzisiaj żadnego „bastionu” opozycji.

Tak więc kandydat mobilizuje opozycyjny elektorat. Prezentuje się jako fighter, jedyny realny przeciwnik Prezydenta Dudy.

Aparat propagandowy w tym czasie konstruuje przekaz, mający w wersji minimum zniechęcić miękki elektorat PiS do udziału w wyborach.

Podstawowe założenie: odwołanie się do emocji.

Maxymalnie trzy elementy w głównym przekazie. Co trzeba dopowiedzą Arłukowicze, Nitrasy i Leszczyny.

Owe trzy elementy pożyczamy z siedmiu grzechów głównych, które same z siebie można przywoływać jako obraz rządów PiS.

(W zasadzie rozbudowaną wersję kampanii można oprzeć na całej siódemce. Przykładów nie zabraknie.)

Wyciągamy pychę, chciwość i gniew, przy czym ten ostatni zamierzamy nie potępić, a wzbudzić w elektoracie.

I tu na scenę wkracza Kazik Staszewski.

Proszę nam wierzyć, gdy tylko po raz pierwszy usłyszeliśmy jego najnowsze dzieło, wiedzieliśmy, że ostro namiesza, choć do głowy nam nie przyszło, iż radiowa Trójka zapewni piosence iście rakietowo-kampanijny start.

Bardzo lubimy Kazika. To część naszej młodości ale przede wszystkie jeden z najlepszych recenzentów polskiej rzeczywistości.

Nikt tak dobrze jak on nie podsumował zmiany ustrojowej słowami: „Coście s..syny uczyniły z tą krainą”.

Teraz spadł z nieba opozycji i aż się prosi, by exploatować obraz bezmaseczkowej delegacji z wiodącym motywem: „twój ból jest lepszy niż mój”.

Gdzie się da, na zasadzie kontrastów.

Zestawienia zakazów, informacji o miejscach zamkniętych, różnych ograniczeń, obrazach kłódek i łańcuchów, a po drugiej stronie swobodne, bezmaseczkowe poruszanie się Prezesa w otoczeniu świty.

Pycha odhaczona

Punkt drugi, czyli chciwość.

Panie od Pana Prezesa NBP. Tak na marginesie mówiąc, to chyba najlepszy szef tej instytucji w historii i proszę się tu nie doszukiwać ukrytych podtekstów.

Gdyby powinęła mu się noga niewątpliwie „życzliwe” media by nam o tym doniosły. Póki co o porażkach nie słychać, za to z szeregu podjętych przez niego decyzji każda, poza personalnymi, przyniosła bankowi centralnemu, a więc i naszemu państwu, wyłącznie korzyści.

Przeciwskuteczne jest „zalewanie” słuchacza potokiem informacji o nadużyciach finansowych władzy, gdzie co zmarnowano, komu dano zarobić i kto co na własną małżonkę przepisał.

Do mas przekaz powinien być czytelny od pierwszego spojrzenia. Krótki komunikat i fotka dwóch pań. To wszystko.

Niewykluczone, iż przez nadmiar afer jakaś część wyborców mogła już zapomnieć o co z tymi paniami chodziło, więc konieczny może być jakiś przypominacz.

Że to parszywe metody? Od trzydziestu lat jesteście Państwo świadkami stosowania takich właśnie metod.

Właśnie tak działa demokracja, z amerykańską (USA) na czele.

Można i NALEŻY oczywiście od polityków wymagać „grzecznego” zachowania ale jeśli nie dotyczy to spraw „łóżkowych” to jest to nieskuteczne. Włos im z głowy nie spadnie.

Inna sprawa, iż przynajmniej dziennikarze i „experci” powinni trzymać standardy i jeśli ktoś jest świnią, to głośno to mówić, a nie głaskać za uszkiem, bo to „nasza” świnka.

Nieustająco wpadamy w osłupienie, gdy przy okazji różnych kampanii wyborczych, „sławy” dziennikarskie i prominentni komentatorzy z uśmieszkami mówią, „no tak, obietnice, wszyscy wiemy że to ściema”.

(Po zwycięstwie PiS w 2015 r. i uświadomieniu sobie przez różne prominentne „nazwiska” faktu, iż rządzący zamierzają realizować przedwyborcze zapowiedzi, z ich ust padały przedziwne słowa typu: „Przecież nie trzeba realizować obietnic wyborczych”).

Czyli co? Akceptujemy, iż cały system opiera się na kłamstwie?

W zasadzie się opiera, ale dlaczego temu przyklaskiwać.

Wszyscy znamy słowa klasyka, iż demokracja to najlepszy z najgorszych ustrojów, ale samemu już trzeba sobie dopowiedzieć że jej istotą jest populizm. Oczywiście „nasz” populizm jest dobry, „wasz” jest zły. Który jest aktualnie na górze, decyduje nastrój tłumu.

Punkt trzeci. Gniew.

Jeśli prawdą są informacje o tym, co się dzieje w stadninie koni w Janowie Podlaskim to jesteśmy źli.

Zdjęcie zabiedzonego konia zestawione z wywodzącym się z Janowa pięknym czempionem, jest warte więcej niż tysiąc słów.

Czy to prawda? A kogo to obchodzi? Jakoś tak nasz gatunek ma, iż nad zwierzętami (tymi ładnymi) łatwiej się nam rozczulać niż nad losem ludzi leżących w rynsztoku.

Gniew odhaczony.

Realizując powyższe, ostrożnie z personalnymi atakami oraz bombardowaniem Kościoła. Nie żeby całkiem zaniechać krytyki, ważne by nie „przegrzać”. To zrobi lewica, głównie zresztą ta nieprawdziwa, „kawiorowa”, a w drugiej turze „lewy” elektorat i tak zagłosuje przeciw Prezydentowi Dudzie.

Przekonany wyborca i tak odda głos. Ważne jest, by nie mobilizować elektoratu przeciwnika.

Nawet zwolennik T.Rydzyka wzburzony widokiem „dobrej zmiany” w Janowie, może zechcieć ukarać rządzących. Widok bezpardonowo atakowanego, słynnego redemptorysty, może mu przypomnieć o rzeczach faktycznie „ważnych” i zmobilizować.

Celem ma być wzbudzenie negatywnych emocji względem PiS wśród „miękkich” zwolenników Zjednoczonej Prawicy. Wobec nadużyć, „występków” obozu władzy.

Każdy sobie sam obuduje powstałą emocję. Dopowie to czego będzie potrzebował, zracjonalizuje swoje odstępstwo, usprawiedliwi przed sobą porzucenie obozu „dobrej zmiany”. Najpierw jednak musi się „zachwiać” w swym poparciu, a w tym celu trzeba zasiać w nim wątpliwość.

Wzbudzić myśl: „Dobrze zrobili, że dali 500+ ale to co się wyrabia to przesada, itp., itd.”

Z pewnością jest to możliwe w przypadku antypisowskich, sprzed 2015 r. wyborców, którzy głosując na partię Kaczyńskiego, wystawili w ten sposób żółtą kartkę Platformie. Jakaś część z pewnością pozostanie w domach, ale czy reszta uzna, iż korzyści materialne które odnieśli dzięki PiS muszą ustąpić przed ustrojową „jazdą po bandzie” i poprą Trzaskowskiego?

Zdradzimy teraz PRowskim expertom opozycji sekret.

O wyniku wyborów decydują masy. Z tym zastrzeżeniem oczywiście, iż ten „ważniejszy” z powiedzenia J.Stalina, który liczy głosy, robi to uczciwie.

Póki co przyjmujemy założenie, iż zbliżające się wybory będą uczciwe. Jeśli nie, to będzie to właśnie ten moment, w którym należy wyjść na ulice (bez cudzysłowia).

Tak więc masy są kluczem w systemie, w którym o tym kto rządzi decydują wybory. Aż wstyd pisać tak oczywiste zdanie ale niektórzy i dzisiaj zdają się nie pojmować jego znaczenia.

Rewolucja Francuska to były masy i Solidarność to były masy. W Rewolucji Bolszewickiej akurat nie całkiem, ale te, i setki innych „ruchów” łączy fakt istnienia grupy, która chciała zmian. Im bardziej władza się owym zmianom przeciwstawiała, tym brutalniejszy przebieg zdarzenia przyjmowały.

Bismarck wiedział jakie zagrożenie stanowią rozgoryczone masy, przeprowadził więc rewolucję socjalną.

Nikt, jeśli chodzi o praktyczne działania z namacalnymi skutkami, nie zrobił tyle dla robotników, co nacjonalista, konserwatysta i zwolennik rozwiązań siłowych, Otto von Bismarck.

W skutek jego polityki, również socjalnej, państwo niemieckie rozkwitło także na płaszczyźnie gospodarczej.

A nam się udało „wcisnąć kit”, iż warunkiem dobrobytu jest cięcie „rozbuchanych” świadczeń”. Przecież „śmieciówki” to precyzyjnie odmierzone, o 180 stopni, odwrócenie reform Bismarcka.

PiS kontynuuje zapoczątkowane pięć lat temu zmiany, płacąc społeczeństwu „działkę” by potrzymać jego przychylność. Co robi w tym czasie opozycja?

Nadal przeważają po jej stronie ludzie z jakimś przedziwnym ograniczeniem, nie pozwalającym im podjąć próby zrozumienia, dlaczego ludzie się od nich odwrócili.

Przecież by powrócić do władzy muszą pozyskać przychylność większości społeczeństwa. Wyczuć czego to społeczeństwo chce i wpleść w te dążenia własną narrację.

Rozumiał to Hitler w odróżnieniu od dopuszczających go do władzy elit liczących, iż dzięki włączeniu do swego grona „idola” mas, owe masy zostaną spacyfikowane.

Pan Żakowski stworzył jakąś „radę profesorów”. Rany Boskie! Co to ma być? Po pierwsze gdzie są owi profesorowie, a po drugie do mas trzeba mówić prostym, zrozumiałym językiem I TRZEBA DO NICH WYJŚĆ narażając się na nieprzyjemności. Nie pomoże uczone „ę” i „ą”, albo mowy prof. Sadurskiego, z których niektórzy z naszych współobywateli mogą się dowiedzieć, że są idiotami (takie wrażenie wywołują wypowiedzi Pana prof.).

Słuchamy co piątek w radiu TOK FM rozmów „trzódki” red. Żakowskiego. Rozmowy są w stylu: ten jest dobry, a ten nie. Ten jest świetny, a tamten „fuj”. Ten ma rację, a ten nie całkiem ale cośtam.  To brzmi jak wzajemne pocieszanie się. Obecni w studio zachwycają się różnymi postaciami swojej strony sceny politycznej i żadna myśl nie pomknie ku refleksji, jak dokładnie te same postacie są postrzegane przez społeczeństwo, którego głos wszakże zadecyduje o wyniku wyborów.

I dlaczego.

Minęło pięć lat od czasu zwycięstwa partii J.Kaczyńskiego, a wiele z „gwiazd” opozycji nadal zdaje się nie rozumieć związku przyczynowo-skutkowego ich porażki

Coś się stało, iż masy zagłosowały na PiS? Skoro chcemy odsunąć tą partię od władzy demokratyczną drogą, jedyną opcją jest owych mas odzyskanie.

Pierwszym więc krokiem powinno być rozpoznanie, analiza przyczyn, dla których wyborcy odwrócili się od „nas” i udali się do „nich”.

Pięć lat i nadal marnie to wygląda.

Zamiast tego słyszymy obelgi nie tylko pod adresem przywódców „dobrej zmiany” ale i, a może zwłaszcza, ich wyborców.

Wyciągając „esencję” m.in. z wypowiedzi Pana Arłukowicza, Pana Nitrasa, czyli środowiska PO (+przybudówki) oraz starej Lewicy (tej kawiorowej, która wcale lewicą nie jest) narracja wygląda następująco: „Jesteście głupi bo głosujecie na PiS. Nie bądźcie głupi, zagłosujcie na…”

Gdyby ktoś z Państwa słyszał o sytuacji, gdy nazwanie kogoś głupcem przekonało go do poglądów obrażającego, prosimy niezwłocznie nam ją opisać.

Niejednokrotnie pisaliśmy tu o ludziach, którzy na podstawie faktu, iż nie głosują na PiS, uważają się za lepszych.

Co gorsza dają temu głośny wyraz, a chyba najbardziej podłym tego przykładem było robienie sobie wycieczek by popluć na ludzi stojących przy krzyżu na Krakowskim Przedmieściu.

Grupa kontra grupa. Polaryzacja. Pogarda okazywana „im” umacnia „nas”. W naszej bańce chichramy się z ciemniaków, podrapujemy się wzajemnie po pleckach lajkując fotki i posty jacy to jesteśmy cool. Pokazujemy tym „innym” obraźliwe gesty i nabijamy się np. z modlących starszych ludzi.

Tym działaniem powodujemy jednak równocześnie konsolidację ich grupy. A ta konsolidacja jest o wiele głębsza niż „postępowej” bańki. Jej rdzeniem nie jest robienie sobie „beki” tylko przekonanie o wyrządzonej nam krzywdzie.

Następuje konsolidacja, utwardzenie pozycji, złośliwi by powiedzieli „syndrom sztokholmski”. Tacy ludzie poświęcą swój czas i pieniądze dla „Sprawy” nie dla „beki”.

I jak widać są w stanie wiele wybaczyć osobom na które zagłosowali.

Nie sposób zaprzeczyć, iż wierchuszka PiSu ucieleśnia powiedzenie „mierni ale wierni”. Czego to dowodzi? Jedynie skuteczności Kaczyńskiego.

Gdyby L.Dorn nie wyleciał przed laty z partii i jakimś cudem dotrwał do teraz, właśnie by się z niej ewakuował z garstką zwolenników, pozbawiając Zjednoczoną Prawicę większości.

Fakt, iż Kaczyński usunął podobnych Dornowi indywidualistów jest tylko kolejnym z licznych dowodów, iż ci wszyscy określający nieładnymi przymiotnikami jego zdolności intelektualne, powinni owe przymiotniki odnieść do siebie

Można by tracić czas i spierać się, czołówka której partii trzyma wyższy poziom intelektualny i etyczny (to drugie to oczywiście żart). Nie przesądzamy. Jesteśmy jednak całkowicie pewni, iż jeśli chodzi o wyborców, to znaczna część pisowskiego elektoratu przewyższa pod względem moralnym co najmniej platformerski elektorat (zwykli ludzie, nie politycy).

Wyraźnie to pokazały badania Pani Pauliny Górskiej (dziękujemy za uczciwość), choć nas, mających w swojej „bańce” sporo platformerskich znajomych, nic w nich nie zaskoczyło.

Wielokrotnie pisaliśmy, z jakim poziomem zwolenników PO się stykaliśmy, zresztą skopiowane przez nas memy dobitnie pokazują „klasę” ich twórców.

Opiszemy teraz Państwu przypadek wyborcy PiS (tak przypuszczamy, gdyż LPR już się wówczas nie liczyła). Skrajny przypadek i prawdę mówiąc wstrząsający.

To relacja jednego z członków Redakcji z okolic końcówki pierwszego dziesięciolecia obecnego wieku. Jechał w Częstochowie autobusem z członkami obchodów „czegoś tam” Radia Maryja.

Obok niego jechały dwie starsze Panie właśnie udające się na Jasną Górę. Jedna z nich zauważywszy, iż nie ma biletu z przejęciem poinformowała o tym fakcie drugą i dodała, iż gdy wysiądą kupi bilet i go zniszczy.

I co Państwo na to?

Przecież to głupie.

Tylko że… to uczciwe.

Półżartem sama się nasuwa myśl, iż Pani chyba z poznańskiego i to nie z tych przesiedlonych. Gdyby jednak rozważyć ten przypadek na poważnie.

Jak można być tak uczciwym i przeżyć na tym świecie?

Przecież normą jest, że gdy uda się przejechać „na gapę”, człowiek jest z siebie prawie dumny, gdyż „jest do przodu”.

Oczywiście mało kto się będzie wgłębiał, iż sam siebie oszukał, gdyż opłata za bilety to dobro wspólne itp., ale takie ewentualne rozterki łatwo uciszyć argumentem, iż politycy kradną.

A ta starsza kobieta miała wyrzuty sumienia, gdyż nie kupiła biletu i dla własnego spokoju postanowiła sytuacje naprawić.

Ta Pani z pewnością nie była politykiem, nie była przedsiębiorcą, jeśli zaś była czyimś wyborcą to z pewnością PiS.

Można (pasuje tu ten zwrot, ale uważamy że generalnie nie można) obrażać T.Rydzyka ale faktem jest, iż zagospodarował on właśnie takich ludzi.

Ludzi nazywanych głupimi i ciemnymi.

Nie przebojowych biznesmanów czy karmionych ochłapami celebrytów, tylko zwyczajnych, uczciwych ludzi.

Niemal co dzień przekonujemy się, iż zrozumienie powodów takich postaw, przekracza granice pojmowania większości polityków.

Nie twierdzimy, iż to obraz przeciętnego wyborcy PiS, prawdę mówiąc nie jesteśmy pewni czy w Polsce ze trzy takie osoby się znajdą jak owa starsza Pani. Twierdzimy jednak, iż na poziomie elektoratu po stronie Zjednoczonej Prawicy jest więcej ludzi, którzy wyznają jakieś wartości.

Przyznamy równocześnie, iż im wyżej, tym gorzej.

Po tych wszystkich pisowskich aferach można powiedzieć, iż elektorat został wykorzystany. Tylko dlaczego ciągle trwa przy PiS?

Kościół im każe? Jakaś część wyborców identyfikuje jedno z drugim. Z pewnością nie jest to dominująca grupa, bo jeśli tak, to twierdzenie iż powinniśmy być państwem wyznaniowym miałoby solidne umocowanie.

——————

Dla symetrii, zastanówmy się, jak można by odeprzeć skonstruowany, jak wyżej, wyborczy przekaz Pana Trzaskowskiego.

Na gniew związany ze stadniną w Janowie nie ma rady.

Osłabić przekaz może jedynie narracja, iż to fałszerstwo, iż konie nie są zabiedzone, iż wszystko ma się dobrze, zwierzęta są regularnie badane i otrzymują najlepszy pokarm.

Ewentualnie można spróbować narracji, iż za PO ludzie byli traktowani gorzej niż zwierzęta, ale to pośrednie przyznanie racji zarzutom, więc najlepiej jakoś temat „wygumkować”.

Tylko że obraz ma większa siłę przebicia niż słowa i niezależnie jak i co by mówiono, w człowieku, który zobaczył zdjęcie zabiedzonego konia, obraz ów pozostaje.

Pycha. Ten „grzech” najłatwiej osłabić pokazując… teledysk do piosenki Kazika.

Kazik to artysta, prawdziwy artysta i autorytarnie odmawiamy tego tytułu rzeszom dziwnych postaci zaludniających polski show-biznes.

Text piosenki jest „w punkt”. Górnolotnie mówiąc, jest to protest artysty na widok niesprawiedliwości, która się dzieje.

A teledysk? Cóż. Cały Pan Kazik.

Skoro telewizję publiczną ogląda elektorat Prezydenta Dudy, to stawiamy tezę, iż całą wymowę tekstu piosenki Kazika, z miejsca wymiecie z głów co najmniej połowy owego elektoratu, prezentacja „tańca” artysty.

Znowuż to nieładne zagranie ale skuteczne. Prezentując ile się da „wygibasy” piosenkarza, telewizja rozbroi przekaz. Obraz mocniejszy jest niż słowa.

Oczywiście nie ma to znaczenia dla liberalnego elektoratu (akurat tu myślimy o prawdziwie liberalnie myślących ludziach) oraz młodych. Z tego punktu widzenia interesujące jest pytanie, jak dzisiaj wygląda odbiór Kazika w grupach wiekowych z okolic 18 (prawa wyborcze).

Prezydent Duda dość dobrze zagospodarowuje ten przedział wiekowy i interesujące byłoby się przekonać, jaki oddźwięk miałaby jednoznaczna deklaracja artysty po stronie któregoś z kandydatów.

Ostatni raz bawiliśmy się na koncercie Kazika jakieś 12 lat temu. Małolatów było sporo.

Czy tylko nam się wydaje, iż w końcówce teledysku, zbliżona do kamery twarz Kazika przypomina facjatę Anthonego Hopkinsa?

Podważanie elementu trzeciego, czyli chciwość i fotogeniczne Panie z NBP.

Tu kontrargumentu dostarcza Pani Kidawa-B.

Sprawę załatwiłoby kompletne przemilczenie istoty problemu i kontra poprzez prezentację dwóch obrazów.

Jeden przedstawiałaby samotną Panią K.-B. drugi, opuszczającą urząd premierowski Panią B.Szydło.

Narracja następująca: tak się kobiety w PO traktuje i dziękuje im za wykonaną pracę (samotna, opuszczona przez wszystkich K.-B.), a tak w PiS (Pani B.Szydło, której wręcza się kwiaty i oklaskuje).

I nie trzeba słowem wspominać o Paniach dwóch.

Symetrii stało się zadość.

ps.

W mailach pojawiły się pod naszym adresem zarzuty, iż pominęliśmy Kandydata Bosaka w poprzednim wpisie o wyborach.

Kandydat Konfederacji nie ma oczywiście szans na zwycięstwo, ale już nadrabiamy.

Wydaje się nam, iż Pan B. uzyska wynik lepszy niż pokazują to sondaże. Ten z 19 maja 2020 r. daje mu 6.45% i choć jest to dobry wynik jak na kandydata TYCH SIŁ, to sądzimy, iż w finalnym głosowaniu urwie jeszcze co nieco.

(https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,25956873,najnowszy-sondaz-prezydencki-duda-i-trzaskowski-w-ii-turze.html)

Pan Bosak jest diabelnie inteligentnym człowiekiem i od zawsze sprawia wrażenie wyważonego, świadomego stojącego przed nim „celu” polityka.

Nie ekscytuje się, nie podnieca, mówi spokojnie, posługuje się konkretną wiedzą i podaje rzeczowe przykłady.

Prawdę mówiąc jest w swoim sposobie prezentacji nieco „demoniczny”.

Wbrew również temu, co się uważa, znaczącą siłą jego elektoratu jest mały i średni biznes, co znowu może budzić nieładne skojarzenia historyczne związane z, posłużmy się aluzją, „kryształami”.

ps. nr 1.

Hipotetycznie, gdyby Pan Trzaskowski został Prezydentem, przed obozem „dobrej zmiany” pojawia się szansa odzyskania stolicy. Przed ostatnimi wyborami panowała opinia, iż wyścig po urząd jest wyrównany i dojdzie do drugiej tury, Jaki vs Trzaskowski, czego zabawnym świadectwem jest „popierwszoturowa” okładka Newsweeka.

Teraz wszyscy uznają za przesądzone, iż potencjalny kandydat PO wygra „w cuglach”.

Kandydat PiS musiałby po pierwsze przypomnieć warszawiakom, iż ekipa Pana Trzaskowskiego, zaraz po zwycięstwie chciała wycofać się z zapowiedzianych ulg finansowych i tylko pod presją ustąpiła.

Ważniejsze byłaby jednak zapowiedź, iż obniżce ulegną różne opłaty, np. za wywóz śmieci, wokół których panuje, delikatnie mówiąc, chaos i które w stolicy do najniższych nie należą. Wręcz przeciwnie.

„Swój” rząd sypnie ile trzeba.

ps. nr 2.

Przypominamy Panu Prezydentowi, by skontaktował się z nami przed debatą poprzedzającą drugą turę.

3 myśli nt. „Pan Trzaskowski na scenie, czyli kampania nabiera rozpędu, a Kazik wygrywa wybory.

  1. Kazimierz ale nie ten

    kilka dni temu ludzie do Trójki dzwonili i płakali co się stało z ich radiem. Dosłownie płakali.

Komentarze są wyłączone.