Pomagamy leniwej opozycji, czyli gdzie by tu się doszukać podobieństw pomiędzy propagandą III Rzeszy, a przesłaniem „dobrej zmiany”.

Użyć w czyimkolwiek kontekście porównania do nazizmu to bardzo ryzykowana sprawa.

Komunizm takich emocji nie wzbudza, ale w końcu wszyscy wiemy o co chodzi.

Z tego powodu, pokazanie „podobieństw” pomiędzy „przesłaniem” środowiska PiS(1), a inspirowaną przez wodza III Rzeszy propagandą, poprzedzić należy odpowiednim wstępem.

Żeby ów wstęp Państwa nie zanudził, na zachętę fragment z książki „Hitler. Studium tyranii”, autorstwa A. Bullocka, pokazujący, czym się w dalszej części artykułu zajmujemy.

Czy skojarzenia nie nasuwają się tu same?

 

Z drugiej strony gdyby to był jedyny warunek politycznego sukcesu, to J.K.Mikke byłby już co najmniej od dekady władcą Europy.

Materiału jest na porządną pracę magisterską, a przy dzisiejszych standardach pewnie i na doktorat by starczyło.

Poniższy text to taki rzut oka na zagadnienie. Kilka uwag na temat podobieństw i różnic w przekazie propagandowym, ale i skojarzenia o bardziej „materialnym” charakterze, których obrazu dostarczają krążące po Sieci memy autorstwa ludzi nie darzących PiS sympatią.

Zestawienie kogoś z postacią wodza III Rzeszy od razu powoduje efekt WOW! To obrazoburcze, niegodne, ale Internet, a i szereg polityków i publicystów niespecjalnie się tym przejmuje, więc i my sobie pozwolimy.

Oczywistą, choć nie zawsze wprost wyrażaną konkluzją wypowiedzi/artykułów przywołanych powyżej postaci, często o znanych nazwiskach, jest wizja końca demokracji w Polsce dokonana rękami obecnie rządzących.

Niektórzy wręcz twierdzą, iż już obecnie ustrój naszego państwa demokracją nie jest.

Złośliwie można zapytać, jakim cudem w takim razie mogą swobodnie ową tezę głosić, skoro wolność słowa to jeden z głównych wyznaczników demokracji.

Zróbmy nura w paranoję, i postawmy taką oto tezę. Szef szefów miał osiem lat, by przemyśleć strategię postępowania i wszystko co się obecnie dzieje, jest efektem jego „geniuszu”.

Czy pozostawienie pełnej wolności słowa, nie byłoby genialnym listkiem figowym maskującym faktyczne obalanie demokracji. Skoro bowiem ludzie słyszą swobodnie wypowiadających się „wieszczów” ogłaszających koniec demokracji, a wokół nic się nie zmienia, to ich wiarygodność spada.

Gdyby jedynym sposobem głoszenia sprzecznych z oficjalnym przekazem treści było „podziemie”, a protestujących ludzi bito by na ulicach, dla każdego byłoby jasne, iż coś jest nie tak.

Tymczasem słuchamy i oglądamy programy w których politycy opozycji sobie pogadają jak to jest źle i niefajnie, po czym rozjeżdżają się do domów.

Istna sielanka.

Trzeba jednak przyznać, iż nie całkiem niezasadne jest pytanie, czy mamy jeszcze w Polsce demokrację konstytucyjną, czy już niekonstytucyjną. Wybory pokażą.

W Internecie pełno jest memów robiących z J.Kaczyńskiego Hitlera, rzadziej Stalina. Zamieściliśmy przykłady takich „dzieł” w artykułach pokazujących styl i szyk zwolenników opozycji.

Zabawne(?) jest, iż trafiliśmy nawet na memy przedstawiające J.Kaczyńskiego jako Żyda, co dowodzi sporego zamieszania wśród internetowych (i nie tylko) propagandzistów opozycji. Ich, nierzadko prominentni przedstawiciele od lat próbują kreślić radykalnie wręcz odmienny wizerunek J.Kaczyńskiego.

Jego partii, od momentu gdy okazało się, iż z pomocą koalicjantów może rządzić bez wsparcia „liberałów”, starano się przypinać antysemickie łatki, choć w okresie rządów lat 2005-2007, bardzo dobre stosunki między Polską a Izraelem podkreślały obydwie strony.

Oczywiście wykazanie, iż w PiS znajdują się środowiska rasistowskie jest na rękę wszystkim politycznym „siłom” położonym na lewo od „dobrej zmiany”. Od wielu lat pracuje nad tym cała rzesza dziennikarskich „paskud” oraz grup i jednostek liczących na uzyskanie w ten sposób trampoliny do kariery. Nie da się ukryć, iż niektórym się udało.

Tak się jednak w ostatnim czasie porobiło, iż obecnie, w tym jednym aspekcie, nagonka na PiS musiała wyhamować.

Paradoksalnie, jest to zasługą B.Netanjahu i W.Putina.

Premier (właściwie to obecnie „pół” premiera Izraela) jest w „postępowych” mediach określany czasem terminem „faszysta” i generalnie prowadzona przez niego polityka wybitnie „nie leży” antypisowskim siłom, gdyż uosabia on wszystko to, z czym podobno owe siły w Polsce walczą.

Jeśli zaś chodzi o W.Putina, to nasi rodzimi celebryci-historycy, oraz wychwalające ich dzieła środowiska, wyszli w pewnym sensie na służącą przywódcy Rosji piątą kolumnę.

Oskarżenia kierowane przez Prezydenta Federacji Rosyjskiej pod adresem Polski międzywojennej o antysemityzm i wręcz sojusz z Hitlerem, idealnie wpisują się w narrację celebrowaną u nas przez wszystkim znane „autorytety”.

Oczywiście nie negujemy, iż są w Polsce jakieś grupki kretynów, którzy symboliką nazistowską coś tam sobie rekompensują.

Nie mają oni jednak żadnego wpływu na funkcjonowanie państwa, a oskarżany przez lata o antysemityzm T.Rydzyk, prowadzi obecnie wręcz wzorcową współpracę z organizacjami i instytucjami żydowskimi.

Uczciwie by było, ze strony węszących wszędzie antysemityzm „postępowych” środowisk typu Gazeta Wyborcza, by młodych oszołomów nie piętnowali za bardzo (starych jak najbardziej piętnować).

Byłoby to z ich strony uczciwą postawą, wszak niemal kompletny panteon ich, i nie tylko ich bohaterów, był w młodości zafascynowany komunizmem i brał udział w jego w Polsce wprowadzaniu.

Wypadałoby więc wierzyć, iż tak jak im przeszło(?), tak przejdzie młodym „łysolom”.

Jakiś czas temu wypłynęła w mediach kwestia, czy Hitler był lewakiem czy prawakiem.

Mieliśmy przez chwilę problem z przypomnieniem sobie autora owego zamieszania, a był on nam potrzebny, gdyż planowaliśmy w poniższym tekście zahaczyć o tą kwestię.

Google nam wyjaśniło, iż to Pan Zychowicz, ale przy okazji odesłało nas na naszą siostrzano-braterską stronę OKO.press.

Strona na której właśnie Państwo jesteście, powstała by pomóc mniej doświadczonym dziennikarzom z OKO.press w ich pracy, delikatnie sugerując, gdzie popełniają błędy i czego im jeszcze brakuje, by uprawiać rzetelne dziennikarstwo.

Po artykule na który trafiliśmy widzimy, iż nadal naszej pomocy potrzebują.

Tak więc odniesiemy się, w którymś z kolejnych artykułów, do wpisu na OKO.press, którego autor zrecenzował koncepcję Pana Zychowicza.

Pragnąc bowiem obalić jego tezy, obalający je (podobno historyk) straszne „niemądrości” napisał. Rzeklibyśmy wręcz, kompromitujące.

Oczywiście Pan Zychowicz nie ma racji, ale to podwójnie kompromituje jego „recenzenta”.

Przechodząc do tematu artykułu, zaczniemy od dwóch wypowiedzi „dobrej zmiany”, które momentalnie nasunęły nam skojarzenia z bardzo swego czasu złą zmianą w Republice Weimarskiej.

„Mówiliście, że się nie da”, „Wystarczy nie kraść.”

Takie i wiele im podobnych słów padało z ust członków Zjednoczonej Prawicy, od Pani Premier B.Szydło poczynając.

Faktem jest, iż większość, przynajmniej tych obecnych w mediach ekonomistów oraz niemal cała opozycja głosili, że się nie da.

Co na ten temat miał do powiedzenia A.Hitler.

 

Suweren.

Termin „suweren” to jedno z tych słów, które dzięki dojściu do władzy PiS przeżywa nie tyle drugą młodość, co w ogóle obywatele dowiedzieli się o jego istnieniu. W wykładni partii rządzącej, oznacza ono społeczeństwo, które upoważniło PiS do rządzenia, a więc decydowania o polityce wewnętrznej i zewnętrznej państwa.

Cóż, takie twierdzenie znajduje swoje umocowanie w Konstytucji

Art. 4.

  1. Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu.
  2. Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio.

Precyzyjnie rzecz ujmując partia J.Kaczyńskiego w żaden sposób poparcia większości narodu nie ma, co wynika z prostego zsumowania wyborców partii opozycyjnych oraz tych, którzy nie raczyli się na wybory pofatygować.

Można oczywiście skontrować, iż w ten sposób, ci ostatni sami siebie wykluczyli ze zbiorowości politycznej.

Z pewnością jednak nie da się zaprzeczyć faktowi, iż PiS nie ma większości konstytucyjnej. Ze wszystkimi tego konsekwencjami.

Co o tym wszystkim sądził Hitler? (fragment dyskusji z kanclerzem Papenem bądź Schleicherem, gdy próbowano „cywilizować” szefa NSDAP).

 

W kontekście powyższego.

W wyborach 2015 r. PiS uzyskał 37,58%, NSDAP w 1932 r. 37%.

Wybory 2019 r. PiS 43,59, NSDAP w 1933 r. (ostatnie wybory 😮 ) 44%.

Materia delikatna, więc przypominamy, iż nie ma żadnych podobieństw pomiędzy tymi partiami jeśli chodzi o „praktyczną” działalność czy ideologię.

Podobieństwa są jeśli chodzi o konstrukcję przekazu propagandowego. To są uniwersalne techniki, które z mniejszym bądź większym sukcesem, starają się stosować partie na całym świecie.

 

Mit założycielski.

Dla nazistów mitem założycielskim był Traktat Wersalski jako zdrada narodu. Drugi umacniający „wspólnotę” element, to nieudany pucz monachijski.

Pierwszy element stale przewijał się w propagandzie, pamięć o drugim była corocznie celebrowana.

Za odpowiednik pierwszego można uznać „zdradę okrągłostołową”.

Drugi element, choć to nieporównywalne pod względem „charakteru” wydarzenie, to „zamach smoleński”.

 Konsolidacja środowisk rozczarowanych.

Hitler stał się soczewką, która skupiła w sobie żal, pretensje i poczucie krzywdy tkwiące w znacznej części społeczeństwa.

Odrzucenie powojennego ładu, jako „noża wbitego w plecy” pokrywało się z przekonaniem większości społeczeństwa. Była to skala nieporównywalna z przekonanymi o zdradzie okrągłostołowej, niemniej emocja podobna.

Poparcie dla nazistów rosło z każdym kryzysem, opadając w momentach stabilizacji gospodarczej. Światowy kryzys 1929 r. przesądził sprawę.

Ludzie, z dnia na dzień tracący pracę, wpadali w „objęcia” nazistów.

Rozgoryczenie potęgowane było faktem, iż „uprzywilejowane” grupy społeczne pomnażały w tym czasie swój majątek (czy to się przypadkiem dzisiaj nie dzieje?)

Chyba nikt nie ma wątpliwości, iż partię J.Kaczyńskiego poparli ludzie rozczarowani otaczającą ich rzeczywistością, w tym również część popierających wcześniej koalicyjny rząd PO-PSL, dotkniętych ich asocjalną polityką.

 

Przekaz oparty na emocjach.

Nieważne czy pozytywne (dające nam psychiczny komfort, np. wpłacam pieniądze na szczytny cel, należę do „lepszych”), czy negatywne (dyskomfort psychiczny, „oni” są zagrożeniem). Emocje zacieśniają więź. Z logiką, z argumentami można dyskutować, rozwadniać. Z emocjami nie.

Dzieje się nam krzywda (kto nas krzywdzi?), zagrażają nam (kto?), dlaczego im się powodzi (komu?), a mi nie, oni (kto?) niszczą tego dobrego człowieka, organizację. W nawiasy wstawiamy kogo trzeba i z takim przekazem szukamy rozgoryczonych grup.  Może też być na odwrót.

 

Kult wodza.

Gdy pojawi się więź z daną formacją, a w zasadzie z „wodzem”, idealizujemy jego osobę. Dopowiadamy sobie to co potrzeba, by pasowało do całości wizji, w której ja i mój „wódz” jesteśmy jednością.

Fakt, iż Hitler „oczarowywał” tłumy jest powszechnie znany. Na archiwalnych nagraniach widać, jak ludzie wyciągają ręce ku przejeżdżającemu wodzowi, by choćby musnąć jego ubranie.

Niczym się te nagrania nie różnią od „szalejących” fanek Bitelsów.

Oglądając dzisiaj nagrania z wystąpieniami A.Hitlera nasuwa się pytanie: „Jakim cudem ten facet porywał tłumy”. Jest to bowiem fakt.

Emocje. Nadzieja. I psychologia tłumu.

Polecaliśmy już Państwu książki z dziedziny psychologii społecznej. Naprawdę warto, rozjaśnia się wiele spraw.

Spontaniczne reakcje tłumu?

Wyobraźcie sobie Państwo, iż idziecie ulicą i widzicie dwie osoby stojące i patrzące w górę na coś. 100%. Absolutnie wszyscy podniosą głowę. W przypadku jednej osoby niektórzy się wyłamią.

Przy użyciu nieco tylko bardziej skomplikowanych technik można wywoływać sztucznie zachowania, z których osoba manipulowana nie będzie się chciała wycofać, by np. nie skompromitować się przed samym sobą. Nastąpi tzw. uwewnętrznienie, gdy zaczynamy się identyfikować z faktycznie narzuconymi nam poglądami/zachowaniami.

Hitler nie planował takich operacji, relacje świadków jednoznacznie jednak dowodzą, iż doskonale czuł tłum. W tłumie zaś, rozszerzający się entuzjazm nie potrzebował znajomości teorii.

Czy J.Kaczyński porywa tłumy? Nie bardzo.

Nie ten charakter, nie ta expresja o ile w ogóle miałaby ona zastosowanie, gdyż w tak przesyconych mediami współczesnych społeczeństwach „energia” Hitlera, czy pozy Mussoliniego, budziłyby raczej śmiech.

Jednak są ludzie, którzy w osobie lidera PiS lokują swoje nadzieje, widzą w nim szansę na realizacje jakiejś wizji rzeczywistości, bądź niezbyt szlachetnych uczuć, jak rewanż za prawdziwe bądź urojone krzywdy.

Redaktor T.Wołek opisał kiedyś sytuację, w której jakiś mężczyzna chciał J.Kaczyńskiego po rękach całować, co jednak ten uniemożliwił. Widać więc, iż są wyznawcy darzący lidera PiS „głębokim” uczuciem.

Warunkiem zaistnienia takich zachowań jest, by przywódca był jeden.

To wielokrotnie udowodniony fakt, iż jeśli żywot rządzącej partii ma potrwać dłużej niż polityczny sezon, z grona „ojców sukcesu” musi pozostać jeden.

Nie ma czegoś takiego jak kolektywne przywództwo w rządzącej partii.

Wódz jest jeden, rządzi i dzieli.

Świetnie posługiwał się tym D.Tusk.

Istnienie frakcji i aspirujących jednostek (byle nie za silnych) jest jak najbardziej pożądane. Dzięki temu wódz może rozgrywać jednych przeciw drugim, osłabiając bądź wzmacniając w zależności od potrzeb.

A.Hitler posługiwał się tym mechanizmem po mistrzowsku. Porządek w aparacie państwowym III Rzeszy to mit. Nakładały się na siebie i krzyżowały uprawnienia urzędów i piastujących różne stanowiska, dzięki czemu każdy zabiegał o względy wodza, którego decyzja komu co wolno, była ostateczna.

Kojarzy się to z wycieczkami na Żoliborz, ale prawdę mówiąc, odpowiednikiem owych wycieczek praktycznie 1:1 są „kursy” piłsudczyków do Sulejówka, co też mamy w planach opisać.

Szczytem niezrozumienia funkcjonowania partii politycznej była Pani Premier Kopacz, wznosząca swoje ręce, połączone z rękami stojących obok Panów Schetyny i Protasiewicza.

Pan Schetyna bardzo się przejął tymi uściskami.

 

Sądy

Hitler nie musiał przejmować sądów. To jeden z tych przykładów, dzięki którym widać, iż popularnością cieszył się nie tylko na dole i pośrodku ale i na górze drabiny społecznej.

Sędziowie nadzwyczaj łagodnie traktowali „wyskoki” Hitlera, burdy i walki uliczne, a nawet „drobiazgi” typu próba zamachu stanu.

Pomocny był fakt, iż ministrem sprawiedliwości Bawarii, a później również III Rzeszy, był jego zwolennik, Franz Gurtner.

Jak wiemy, J.Kaczyński nie spodziewał się podobnej sympatii ze strony polskich sędziów sądów i trybunałów.

Znaczenie zagranicy

Restrykcje wprowadzane przeciwko Niemcom przez Francję, np. zajęcie Zagłębia Ruhry w 1923 r., przyczyniły się do kryzysu gospodarczego. Spowodowały konsolidację narodowościową Niemców na zasadzie my-oni, a w konsekwencji natychmiastowy skok liczby zwolenników nazizmu.

Pozdrawiamy wszystkich nawołujących do nałożenia sankcji na Polskę. Za mało tu miejsca, by ich wszystkich wymieniać.

Ciekawe jest natomiast, iż długo Hitler nie kierował niechęci na zewnętrznego wroga. Na rękę było mu zajęcie Zagłębia Ruhry przez Francję, gdyż dało mu to kolejny pretext do ataków na niemiecki rząd.

Później dopiero, dążąc już do konfliktu zbrojnego, kierował konkretny strumień nienawiści na Czechów, a potem Polaków.

Jest to ewidentna różnica z sytuacją w Polsce, gdyż niemal od początku istnienia na polskiej scenie politycznej PiS, liderzy tej formacji wzbudzają niefajne emocje względem naszego zachodniego sąsiada.

Pokazuje to wyraźnie, iż priorytetem dla PiS są nastroje wewnątrz kraju.

Po dojściu do władzy Hitler postąpił dokładnie na odwrót. Ogłosił publicznie chęć ocieplenia stosunków z Polską, co było dosłownie szokiem, gdyż ogromna większość społeczeństwa niemieckiego nie pogodziła się z przekazaniem Polakom „swoich” ziem wschodnich. Korzyści w polityce zagranicznej przeważyły, gdyż w ten sposób przywódca III Rzeszy, osiągnąwszy pełnię władzy, przygotowywał grunt pod ofensywę dyplomatyczną.

Jak pokazały kolejne lata, niezwykle skuteczną.

Różni nasi rodzimi „geniusze” starają się wykorzystać dyplomatyczne spotkania przedstawicieli III Rzeszy i II RP by dowieść przychylności sanacyjnych rządów dla przywódcy nazistów.

To jeden z tych przypadków, gdy trzeba by obrazić czyjeś zdolności umysłowe, gdyż ludzie ci wykazują się kompletną nieznajomością tematu.

 

 Marzenie o wielkości.

Któż nie lubi słyszeć, iż jest wyjątkowy i więcej mu się należy tego czy owego?

Austriak Hitler chyba każdą swoją wypowiedź nasączał treściami gloryfikującymi naród niemiecki.

 

Nie da się zaprzeczyć, iż aktualna, polska „opcja rządząca” kieruje środki w takim kierunku. Wspierane są inicjatywy, ogólnie mówiąc, patriotyczne, co spotyka się z regularną krytyką środowisk „postępowych”.

Jeśli zaś chodzi o opcję „nierządzącą” i wpierające ich media to nieustająco z przerażeniem patrzymy na różnych „postępowców”, którzy ze szkalowania narodu polskiego uczynili sobie sposób na życie.

Nie przychodzi nam do głowy żaden inny kraj, gdzie z takim zaangażowaniem wmawiano by współrodakom, iż powinni się wstydzić tego, iż są częścią swojego narodu.

Jednym z najbardziej żałosnych tego przejawów jest „jazda” po Sienkiewiczu.

To przejaw jakiegoś patrzenia na inne kraje przez różowe okulary, w przeciwnym razie można by przypuszczać, iż to realizacja propagandowego zamówienia ze strony obcych rządów.

Zdaje się Bismarck wygłosił kiedyś myśl, iż należy tępić idiotów u siebie, a wspierać ich w sąsiednich krajach.

Propagowana w wielu polskich(?) mediach narracja: „Wstydź się, bo jesteś Polakiem”, przekracza naszą skalę pojmowania.

Sytuację można by rozjaśnić podając jakiś punkt odniesienia, inne państwo względem którego jesteśmy ci źli. Jest jeden taki element, prawa LGBT+. ale czy to definiuje wartość całego narodu, państwa i jego historii?

Gdyby najgłośniejsi zwolennicy idei bicia się w piersi wgłębili w sytuację wewnętrzną krajów które za wzór stawiają, okazałoby się, iż ani nie są tak praworządne, ani tak ekologiczne. Uczciwość wymaga, by się zastanowić jak to się stało, że te stawiane za wzór kraje doszły do takiej „fajności”. Czy straci na atrakcyjności „postępowa” Belgia, gdyby uznać, iż symbolem jej dobrobytu powinny być „dłonie, które nadzorcy niewolników obcinali nie dość chętnie pracującym murzynom, a następnie wysyłali w koszach do Brukseli, by wykazać się swoją gorliwością” (cytat za H.Andics, Kobiety Habsburgów).

Ale nie. To my jesteśmy ci źli. Polacy w tym czasie zaczytywali się Sienkiewiczem marząc o Polsce. Dranie!

Obserwując happeningi związane z badaniem udziału Polaków w zbrodniach na narodzie żydowskim w czasie II wojny światowej można odnieść wrażenia, iż Polacy byli gorsi niż naziści.

 

Wróg.

To podstawowy element jednoczący, choć jak widać po działaniach naszej opozycji, Zjednoczona Prawica nie jest wystarczającym zagrożeniem by połączyć siły.

Dla Hitlera podstawowym wrogiem ideologicznym byli Żydzi i komuniści. Zwłaszcza pierwsi to idealny obiekt do kierowania negatywnych emocji społecznych. Drobnomieszczaństwu, sklepikarzom, właścicielom zakładów rzemieślniczych podobał się pomysł wyeliminowania konkurencji.

Reszcie społeczeństwa, z czysto ludzkich, niskich pobudek podobało się zrzucanie winy za własne niepowodzenia na polityków, przedstawicieli elit gospodarczych i kulturalnych, zwłaszcza jeśli można było doszukiwać się drugiego dna ich powodzenia w żydowskim pochodzeniu.

Nie mający z kulturą żydowską nic wspólnego, zeświecczeni, w pełni utożsamiający się z narodem niemieckim ludzie dowiadywali się, iż są Żydami.

Skierowano niechęć społeczną w precyzyjnie upatrzony punkt, ale trzeba nadmienić, iż dla Hitlera czynnikiem nadrzędnym była użyteczność i niektórzy z Niemców, którzy wg Ustaw Norymberskich kwalifikowali się do kategorii Żyd, funkcjonowali niezagrożeni w strukturach nazistowskiego państwa, również armii.

Drugim celem ukierunkowanej nienawiści były liberalne i konserwatywne partie.

Komuniści i socjaliści wychodzili poza skalę.

Jako bezpośrednia konkurencja wśród robotników przeznaczeni byli od początku do anihilacji.

Z liberalnymi i chadeckimi partiami, które nie potrafiły dotrzeć do mas, a więc nie było bezpośredniej rywalizacji, dominowały bowiem wśród wyższych warstw społecznych, postępowano bardziej subtelnie, dając im szansę „poprawy”.

Jakich wrogów wyznaczyły siły obecnie nam w Polsce panujące? Pomimo desperackich wręcz starań czynionych przez „obiektywnych inaczej” dziennikarzy, łatki antysemity nie da się Kaczyńskiemu przypiąć.

Buduje się różne konstrukcje na podstawie słów lidera PiS o migrantach i niewystępujących w naszym rejonie świata chorobach. Można udowodnić prawdziwość tej tezy na gruncie medycznym i logicznym, w sferze politycznej-poprawności to sprawa stracona.

Liczbie komunistów, rewolucyjnych w bolszewickim ujęciu, dorównuje w Polsce co najwyżej liczbie nazistów, więc niełatwo tu wyprowadzać ataki.

Całkiem nieźle się ma współczesna odmiana komunistów, upatrujących realizacji rewolucji światowej w popadnięciu w zależność od Wielkiego Brata na Zachodzie, ale oni sami siebie zaliczają, a podobnie czynią ich krytycy, do liberałów.

Dla części zwolenników obecnego obozu rządzącego w Polsce, symbolem liberałów prawdziwych i nieprawdziwych są D.Tusk i A.Michnik.

Niechęć do byłego Premiera ma wśród części elektoratu prawicy formę wręcz mistyczną.

Poza tym wrogiem są ewidentnie środowiska LGBT+.

Skoro fundamentem narodu jest rodzina tradycyjna, to środowiska homosexualne itp. są naturalnym przeciwnikiem.

Co prawda, „mój gej jest lepszy niż twój”, gdyż w szeregach obecnego obozu władzy znajdują się osoby LGBT, których wiedza, wykształcenie i umiejętności są przydatne. Nie obnoszą się one ze swoją orientacją, traktują ją jako swoją prywatną sprawę i jako tacy są akceptowani przez swoje polityczne środowisko.

Orientacja sexualna również dla Hitlera nie stanowiła problemu, o czym piszemy poniżej.

Dla uczciwości warto nadmienić, a to fakt co najmniej intrygujący, iż pośród, często najbardziej zatwardziałych, werbalnych obrońców rodziny i tradycyjnych wartości w Polsce, jest całkiem spora grupa rozwodników i, ależ staromodnie to słowo brzmi, cudzołożników.

Pod tym względem nie ustępujemy moralistom z USA.

 

Własne „siły zbrojne”.

Jedną z niespodziewanych reform „dobrej zmiany” było powołanie Wojsk Obrony Terytorialnej.

Koncepcja istnienia oddziałów sytuowanych pomiędzy wojskiem, a policją ma sens i można wymienić kilka istotnych powodów formowania tego typu oddziałów, nie tyle na czas wojny, co pokoju. Klęski żywiołowe itp.

Niemniej powołanie ich przez prawicowy rząd rodzi nieładne skojarzenia z SA.

Nie ma absolutnie żadnych analogii jeśli chodzi o działanie jednych i drugich, gdyż SA niemal od dnia powstania zabrało się za walki uliczne i terroryzowanie przeciwników.

Pod względem „czynnika ludzkiego” różnice są ogromne. SA skupiało na początku weteranów I wojny z rozwiązanych freikorpsów, oraz bezrobotnych, nie potrafiących sobie znaleźć zajęcia ludzi, którzy w ten sposób znajdowali „sposób na życie”.

W „CV” liczyła się bezwzględność i brutalność. Stopniowo zaczął dominować pierwiastek ideologiczny, a pod tym względem była to mieszanka komunizmu z nacjonalizmem. Było to spoiwo którego potrzebowała licząca w swym apogeum 400 tys. ludzi organizacja paramilitarna, a więc cztery razy więcej niż dopuszczona postanowieniami Traktatu Wersalskiego regularna niemiecka armia.

Siła i brutalność była wyznacznikiem SA od pierwszych dni istnienia. Prowokowano burdy, przede wszystkim z komunistami, którzy nie podzielając nacjonalistycznych sympatii, byli bezpośrednią konkurencją z racji na podobieństwo społeczno-gospodarczych poglądów.

Często w dzisiejszych czasach słychać z ust środowisk LGBT, iż naziści prześladowali homosexualistów. Jak zwykle sprawa nie jest tak oczywista. Wielu z przywódców SA, z najbardziej znanym E.Rohmem, było homosexualistami. To o niczym nie świadczy oczywiście. To po prostu fakt historyczny. Dla Hitlera nie miało to najmniejszego znaczenia i dopóki Rohm nie stał się groźny, tolerował sexcesy „elit” SA, choć skandale uderzały w wizerunek nazistów.

 

Swoi ludzie.

Coś, czego oczywistość przekracza zakres pojmowania wybrańców, którzy dzięki przemianom 1989 r. nieprzerwanie czerpali korzyści z przypadłych im wówczas łupów. Politycy, dziennikarze i zajmujących stanowiska dobrze płatne za samo w nich zasiadanie.

Łączy ich obecnie poczucie niesprawiedliwości jaka im się stała. Było tak dobrze, tak fajnie. I musiał ten niedobry PiS w 2015 r. wszystko popsuć.

Dzieci co prawda ustawione, ale jeszcze o wnuki trzeba zadbać.

Idee ubóstwianej w demokracjach liberalnych Rewolucja Francuskiej mogły się rozwinąć i przetrwać tylko dlatego, że pościnano przedstawicieli starego porządku, a nowi zapomniawszy o głoszonych wcześniej ideałach, ochoczo przystąpili do budowania fortun.

To właśnie robi PiS. By utrwalić nowy porządek, trzeba z nim związać ludzi. Wiązaniem tym jest ich własny interes.

Szanowni mędrcy! Dwadzieścia pięć lat sunęła Polska po wyznaczonej trasie społeczno-gospodarczej. Wyrosło nowe pokolenie które wsparło gorzej ustawionych, starszych kolegów i koleżanki w ich pragnieniu, by dopchać się wreszcie do „korytka”. Do polityki, do mediów, na stanowiska. To najnormalniejszy proces we wszystkich społeczeństwach na całym świecie. I dziwnym trafem nigdy się nie podoba tym, których ze stanowisk się zrzuca.

Przy polityczno-medialno-stanowiskowym „korytku” od 25 lat tkwili ci sami ludzie, którzy mają dzieci, znajomych itd. i cała ta samoadorująca się gromadka chwaliła panujący ład i porządek oczywiście apelując do reszty społeczeństwa o ciężką pracę na rzecz szczęścia przyszłych pokoleń.

To czego zapowiedzią były LPR i Samoobrona dokonało się w 2015 r. gdy do rozczarowanej grupy, dołączyli młodzi nieusatysfakcjonowani ofertą, jaką w dojrzałym życiu zaoferowała im III RP.

J.Kaczyńskiemu, przecież będącemu częścią tego świata, które zagospodarowało naszą rzeczywistość po 1989 r. udało się wykorzystać owo rozczarowanie i rzeczą tyle smutną co oczywistą jest to, iż od pięciu lat dzielone są łupy.

Analogia z III Rzeszą?

Kariera Hitlera, to kariera wielu posłusznych mu ludzi, do władzy i majątku.

Do 1934 r. nie mógł być w pełni pewny swojej jedynowładzy. W rezultacie „Nocy długich noży” pozbył się potencjalnej konkurencji i aż do samobójczej śmierci nie było nikogo, kto mógłby zagrozić jego pozycji.

Stał się „słońcem” wokół którego orbitowali ludzie, pragnący karier i znaczenia.

Nie mogli się z nim równać pod względem umiejętności wodzowskich i bez fuhrera niełatwo byłoby im utrzymać pozycję.

Skrajny przykład wymuszonej lojalności po grób, to rozkaz Hitlera, by nie brać jeńców, gdy upadek Rzeszy był już przesądzony. Miało to zmusić żołnierzy do desperackiej walki, gdyż mieliby świadomość, iż również nie zostaną wzięci do niewoli. Świadomi tego faktu, rozkazu nie wykonywali.

Jak już pisaliśmy, J.Kaczyński pozbył się z partii niezależnych jednostek, mogących mu zagrozić tworzeniem zbyt niezależnych frakcji. Zjednoczona Prawica to oficjalnie koalicja trzech partii, ale Pan Z.Ziobro nie ma możliwości koalicyjnych. Teoretycznie posiada je J.Gowin, ale na dłuższą metę, ze względu na konserwatywne poglądy, nie stwarzają one imponujących perspektyw.

Jednostki które „po zdradzie” wróciły do PiS, zostały przez Prezesa „przeczołgane” i wykazując się obecnie skrajną gorliwością w spełnianiu życzeń wodza, związali z nim swoje losy.

Czy nie brzmi zabawnie klauzula o zakazie konkurencji w umowie Pana J.Kurskiego?

Opozycja zapowiada procesy po przejęciu władzy i jest to rzeczywista groźba, gdyż PiS interpretuje zapisy Konstytucji na swoją korzyść, niezgodnie z „tradycją”.

W sytuacji, gdyby opozycja przejęła władzę, dysponując odpowiednią większością, całkiem prawdopodobne są procesy, choć wątpimy by doprowadziły do skazania kogokolwiek.

Będą się ciągnąć w nieskończoność dostarczając pracy dziennikarzom i komentatorom. Skupi się na nich uwaga opinii publicznej, a rządzących zwolni z obowiązku rządzenia. Będzie to powtórka z lat 2007-2010. PiS to, PiS tamto.

„Wierchuszka” PiS może oczywiście nie mieć ochoty na jeżdżenie po prokuraturach, a ludzie ci są świadomi, iż prawo zinterpretowane w jedną stronę można zinterpretować i w drugą, przy wsparciu prawniczych autorytetów.

Pytanie kluczowe brzmi. Jak bardzo nie zechcą oddać władzy?

 

Nigdy się nie cofać czyli „Zamach smoleński.”

To jeden z tych przypadków, gdy zasypywanie opinii publicznej aferami wydaje się przemyślaną strategią PiS.

Na miejscu opozycji pytanie „gdzie ten zamach” nie schodziłoby nam z ust.

Odebraliśmy pozytywnie okoliczność, iż na czele komisji mającej dowieść (nie zbadać) zamachu w Smoleńsku stanął A.Macierewicz. Oprócz Pana T.Piątka, mało kto mógłby mu zarzucić brak starań w celu wyjaśnienia sprawy.

Sądziliśmy, że jeśli nie on to kto.

Dysponował nieograniczonymi zasobami finansowymi i ludzkimi i… nic.

Dla nas to koniec. Sprawa zamknięta i w naszych oczach to również koniec Pana A.Macierewicza.

Koncepcja zamachu została skompromitowana ale… gdzieś tam coś się podobno w komisji nadal dzieje, czyli właściwie nikt się z niczego nie wycofał.

I tu dochodzimy do konkluzji, że nie potrafimy sobie przypomnieć (bez researchu) żadnego istotnego elementu, hasła, z którego J.Kaczyński, a więc partia (ależ to brzmi! „Partia”), by się wycofał.

Oficjalnie koncepcja „zamachu” nadal obowiązuje.

Co na ten temat uważa A.Hitler?

Zgodzicie się Państwo, iż jeśli „zamach smoleński” to kłamstwo, to jest to wielkie kłamstwo?

I jeszcze to:

Skojarzenia same się nasuwają.

 

Pozwolimy sobie jeszcze na kilka uwag odnośnie sprawności badania katastrofy smoleńskiej przez rządową komisję Pana J.Millera.

Nic tak jak ta komisja nie przyczyniło się do powstawania teorii spiskowych.

„Sprawność” komunikacji „platformerskiej” (tak była postrzegana) komisji ze społeczeństwem powodowała, iż narzucała się myśl, iż coś jest nie tak. Pycha, zarozumiałość. Dołożyły się do tego słowa Pani Kopacz o „przekopaniu terenu katastrofy” i przemieszane w trumnach ciała.

W obliczu narastającej polaryzacji komisja zwiększała tylko swój dystans. Przekaz, pewnie niezamierzony, przybrał kształt: my mądrzy, wy głupi.

Oczywiście fachowcy po to są fachowcami by mówić co i jak, ale nie zwalnia to z myślenia w szerszym kontekście. Kontekst zaś jest taki, iż mamy demokrację, a w tym systemie najważniejsza jest sprawna komunikacja ze społeczeństwem.

Wystarczyło dołączyć do komisji ze dwóch ludzi wskazanych przez PiS, dopuszczać ich do głosu, konfrontować się publicznie przy stole, w świetle kamer obnażać słabość argumentacji. Na gorąco mieliby problem z polemiką, a jeśli któryś by błysnął improwizacją, jak to uczynił jeden z „expertów” Macierewicza, to byłby „spalony”.

Trzeba było omawiać na poważnie każdą, nawet najbardziej bzdurną teorię wysuwaną przez zwolenników „zamachu”.

 

Gospodarka.

Na temat gospodarczego modelu III Rzeszy krąży wiele mitów. Experci rozłożyli ów model na „czynniki pierwsze” i na tym poziomie rozważań nie ma sporów, które mogą się pojawić na poziomie publicystycznym, jak to się stało w wyniku artykułu Pana Zychowicza.

Faktem jest, iż roboty publiczne i nieliczące się z ekonomią wydatki zbrojeniowe, ale również odsyłanie kobiet do domów by zajmowały się rodziną i faworyzowanie Niemców kosztem Żydów przy zatrudnianiu, praktycznie zlikwidowały bezrobocie (kobiety zajmujące się rodziną klasyfikowano jako pracujące).

Powyższe, wraz ze wsparciem finansowym udzielanym rodzinom, przyczyniło się do wyciągnięcia z nędzy tej części społeczeństwa, która w nią popadła w wyniku kryzysu po 1929 r.

Poprawa położenia ekonomicznego obywateli, przede wszystkim likwidacja skrajnego ubóstwa, rodzi skojarzenie z 500+, choć równocześnie smutną reflexję na temat pookrągłostołowej Polski, iż marne pięćset złotych wystarczyło, by tak odmienić rzeczywistość.

Praktycznie nie ma podobieństw pomiędzy modelem gospodarczym III Rzeszy, a polityką gospodarczą obecnego obozu władzy w RP. Niemal wszystko je różni.

Poprawa poziomu życia robotników niemieckich związana była niemal wyłącznie ze stymulującą polityką rządu, w tym nie znajdującymi ekonomicznego uzasadnienia wydatkami zbrojeniowymi.

Poprawa zamożności Polaków w ostatnich latach, to głównie zasługa popytu na rynkach zagranicznych. 500+ pomogło zmniejszyć skrajne ubóstwo, ale wpływ tego świadczenia na bardzo dobre wskaźniki gospodarcze nie był decydujący.

Poświęcimy kilka zdań modelowi gospodarczemu III Rzeszy przy okazji omawiania „lewactwa” Hitlera.

Podobieństwo „gospodarcze” znajdziemy jedynie na płaszczyźnie propagandowej, w przypadku Polski póki co głownie jako wizje.

Monumentalne budowle, wielkie inwestycje i „garbus” dla każdego.

Do tego olimpiada, pochody liczące setki tysięcy osób, płonące pochodnie. Pokaz siły i energii.

Cokolwiek by o Goebellsie nie powiedzieć, był geniuszem propagandy.

Dane porównujące poziom życia przed kryzysem 1929 r. i po nim, pokazuję niewielki wzrost zamożności społeczeństwa niemieckiego, a w niektórych aspektach nastąpiła wręcz regresja.

Pomimo to, entuzjazm w społeczeństwie rósł, czego efektem jest i dzisiaj utrzymujące się w powszechnej opinii przekonanie o dobrobycie nazistowskich Niemiec.

Oczywiście ludzie w pamięci mieli chude, kryzysowe lata, a powszechne zatrudnienie zlikwidowało skrajną biedę, niemniej np. zdarzały się niedobory produktów.

Gdzie znajduje się „podobieństwo” o którym wspomnieliśmy kilka linijek powyżej?

Jak to się stało, iż entuzjazm w narodzie niemieckim względem nazistów nie malał, a wręcz rósł? Brak tu oczywiście miarodajnych danych, gdyż wybory się nie odbywały, ale wydaje się oczywiste, iż do roku 1942 popularność nazistów tylko rosła.

To dowód na to, iż nie tylko chleb potrzebny jest człowiekowi do życia, ale i igrzyska.

Retoryka przywódcy nazistów i sukcesy na arenie międzynarodowej napawały Niemców dumą, a to potrafi zrekompensować wiele niedostatków.

„Zdrada” 1918 r. tkwiła głęboko w duszy narodu niemieckiego i w opinii większości społeczeństwa (po sukcesach 1933 r. teza o większości jest uprawniona) Hitler przywracał Niemcom to, co im niesłusznie zabrano.

Niełatwo jest wskazać sukcesy międzynarodowe obecnej ekipy rządzącej w Polsce. To jeden z ulubionych motywów opozycyjnych środowisk.

Dlaczego więc notowania Zjednoczonej Prawicy i Prezydenta Dudy są nadal tak wysokie?

Sami się trochę dziwimy.

Czyżby ekipa obecnie nam panująca dała ludziom coś, czego im brakowało?

I czy było to tylko 500+?

Przypisy:

(1)

Termin PiS stosujemy zamiennie ze „Zjednoczona Prawica”, chyba że konieczne jest podkreślenie odrębności formalnej koalicjantów.