To są ważne wybory, bardzo ważne.
Gra toczy się o to, czy PiS nadal realizować będzie budowę swojej wizji Polski.
Dobra? Zła? To oddzielna kwestia, bardziej istotne jest pytanie, dobra lub zła dla kogo.
Zauważyli Państwo, iż nawet najbardziej obiektywni komentatorzy życia politycznego nie podejmują dyskusji na temat owej wizji?
To może omawiane są plany opozycji?
Słabo…
Program opozycji, ucieleśnionej przez Pana Tuska brzmi: „Żeby było tak jak było” + socjal PiS.
Drugi element powyższego powoduje, iż w przypadku zmiany na jesieni ekipy rządzącej, dwie kadencje obecnej władzy zapiszą się chwalebnie w historii Polski. Oczywiście jeśli to Polacy będą tę historię pisać.
Tymczasem w trwającej kampanii nie ma śladu merytorycznej dyskusji. Obydwie strony głoszą walkę dobra ze złem, przy czym strona „tuskowa” w żaden sposób się nie odnosi do faktycznego projektu strony rządowej.
Łatwo jest piętnować wysokie wynagrodzenia dla wykonawców woli Prezesa, bądź posunięcia gospodarcze idące wbrew liberalnym „dogmatom”.
Oczywiście najgłośniej krzyczą ci, którzy dzięki owym „dogmatom” zarabiali. Z za zasłony tytułów i łatek expertów krytykują „nowy porządek”, który ograniczył ich zyski.
To trafia do ludzi, którzy nie zwracają uwagi, kim jest wypowiadająca się osoba i czy aby na pewno jest ona obiektywna. Czy nie ucierpiała na przekierowaniu przepływów finansowych na szeroko rozumianym rynku w kierunku budżetu państwa.
Bardzo jednak niewygodnie byłoby toczyć spór z projektem, który realizują owi, niewątpliwie hojnie wynagradzani ludzie oraz któremu służą rządowe posunięcia gospodarcze. Trzeba by bowiem spierać się o konkrety.
Debata Tusk – Kaczyński nic by w tym względzie nie zmieniła. Nie ma ona żadnego sensu. Byłaby to dyskusja standuppera z intelektualistą i wiadomo, co zresztą pokazała poprzednia „rozmowa” tych panów, kto wyszedłby z niej zwycięsko.
To jest tak niesamowicie żenujące, gdy komentatorzy przeróżnej maści zachwycali się pytaniem Pana Tuska z poprzedniej debaty, na temat ceny ziemniaków itp., w którą to pułapkę Pan Kaczyński dał się złapać.
Na gruncie czysto merytorycznym, to pytanie dyskwalifikowało Pana Tuska jako przywódcę państwa.
Znajomość odpowiedzi byłaby w sam raz dla asystenta ministra rolnictwa.
No dobrze… na czym polega owa wizja Polski J.Kaczyńskiego?
Podstawowy komunikat jest niezmienny od lat. Przede wszystkim ma to być kraj suwerenny, który dba o dobrobyt swoich obywateli.
I już w tym punkcie mamy zgrzyt z tym, co przed rządami PiS było.
Po upadku komunizmu i okrzepnięciu sytuacji geopolitycznej, rządzący różnych opcji, z postkomunistami na czele (zwłaszcza z nimi), podjęli działania, by świeżo odzyskane od ZSRR prawo do samostanowienia, przekazać kawałek po kawałku sąsiadom „z drugiej strony”.
Oczywiście wspólny rynek (nie taki wspólny) czy strefa Schengen są fajne, choć troszkę boli realizowane na zasadzie wyższego „dobra” referendum unijne.
Wkurza też narracja, jaką to łaskę nam Unia zrobiła i robi, jak gdyby nic na tym związku nie zyskała.
Żyjący w latach 90-ych pamiętają, że jedynie słuszny kierunek wyznaczała „Gazeta Wyborcza” i niestety trzeba przyznać, iż było to w jakimś stopniu „wynaradawianie” Polaków.
Rozumiemy powody, źródła lęków. Ba! Szczytne cele. Jednak pycha kroczy przed upadkiem.
Przekonani, że tylko oni znają drogę, którą podążać powinni Polacy, uprzejmie nam ją narzucali.
Czy ostatecznie nie okazało się jednak, że tamtejsze autorytety pełne były obłudy?
Niedawna kłótnia w Agorze… po prostu o pieniądze… Nazwiska, które są symbolami. Zwykła, chamska, prostacka nawalanka o dostęp do kasy… Ideały?
Niewykluczone, że to „wynaradawianie” by się udało. Skoro jednak mamy demokrację, decydują wybory, a więc głos mas. Ludzie zaś prędzej czy później zauważą, że „coś tu nie gra” i będą szukać alternatywy.
Znaleźli PiS, który obiecał, że ich państwo coś im da…. i co dziwne spełniono tę obietnicę.
Opozycyjne środowiska krzyczą, że nie tak, że to i tamto…. Ok. Zapewne można było lepiej. Mieliście swoją szansę.
Czy „reformy” Pana Tuska, nie były kontynuacją metod z lat 90-ych? „Ja wiem lepiej. Nie będę więc Was pytał, po prostu to zrobię, bo Kaczyński jest be, a ja nie”.
Co ludzie mieli myśleć? Bieda w PRL. Lata 90-e to ciągłe obietnice, że budujemy dobrobyt, podążamy ku świetlanej przyszłości więc jeszcze trochę poświęceń bo to i tamto…
Oczywiście przyznajemy, był rozwój, był progres, wielu ludzi osiągnęło poziom życia nie do wyobrażenia kilkanaście lat wcześniej.
Jesteśmy jednak wspólnotą, a ci, którzy wyrośli jakoby na ideałach Solidarności i kształtowali realia III RP, owe ideały mieli gdzieś. Liczył się indywidualizm, kariera, osobisty sukces. Przecież to jest kwintesencja kariery Pana Donalda. Zawsze grał na siebie i faktycznie, osiągnął sukces. Wisienką na torcie będzie odsunięcie od władzy Pana Kaczyńskiego.
Jaki jest społeczny dorobek ośmiolecia rządów PO-PSL?
Powoli przebijało się to „NIC” do ludzi, gdyż „jazda” na antypisowskiej narracji po okresie rządów lat 2005-2007 okazała się wyjątkowo skuteczna.
Gdzie ta demokracja? Solidarność? SOLIDARNOŚĆ!!! HAHAHHAHAHA! Porozumienia Sierpniowe…
Nabijano się z patriotyzmu… Karma wróciła.
PiS dał ludziom przynajmniej poczucie, że nie pozwoli obcym (ależ nieładne sformułowanie) nami rządzić, a o polskich obywateli zadba.
Opozycyjna krzyknie: „to ściema”. W porządku. Jest, a przynajmniej była to jednak ściema skuteczna i dlaczego wy, ze swoimi tytułami naukowymi i „mądrościami” wszelakimi, nie wpadliście na to, że ludzie muszą mieć poczucie, że coś znaczą.
Wróćmy do podstawowego dla tego textu zagadnienia. Jakie ma być państwo PiS?
Odpowiedź: autorytarne.
Pisaliśmy w jednym z pierwszych wpisów, że obecna ekipa rządząca przejęła władzę na zasadzie starożytnego, greckiego tyrana, który to termin był wówczas jak najbardziej pozytywny. W opozycji do oligarchii, musiał się bowiem tyran oprzeć na ludzie, kupując sobie w praktyce to poparcie obietnicą poprawy losu szerokich mas.
Brzmi znajomo?
Naturalnie z biegiem czasu, wokół „tyrana” rozrastają się grupy interesów, tworząc w praktyce nową oligarchię.
Pan Donald ze swoją obecna retoryką idealnie wpisywałby się we wzorzec kolejnego „tyrana”, dążącego do obalenia grupy aktualnie uprzywilejowanych. Na szczęście te 8 lat to nie aż tak długo, by ludzie do końca zapomnieli. Wiarygodność jest ważna dla potencjalnego „tyrana”.
Poza tym… co spaja elektorat Pana Tuska? Zwolenników zmiany w 2015 r. łączyły obietnice socjalne i poczucie krzywdy.
Wyborcy opozycji, a konkretnie zwolennicy Pana Donalda mają różne motywy. Są tam odsunięci od korzyści materialnych i „duchowych”. Ci drudzy to np. aktorzy. Dobrzy (w sensie talent), polscy aktorzy, którzy łaskawie pozwalali się traktować jako moralne autorytety. Jest część mniejszości sexualnych (ta niegłosująca na Lewicę). Są powołujący się na prawa człowieka (niekiedy dość dziwnie je interpretując) oraz prawa kobiet (jakby kobieta człowiekiem nie była…).
Co spaja powyższe społeczności? Nienawiść. Nienawiść do obecnej władzy.
Nie wykluczamy, iż działania D.T. prowadzone są w imię wyższego dobra i są słuszne, u ich fundamentów jest jednak nienawiść, a Pan Tusk ją z każdym wystąpieniem pielęgnuje.
Tymczasem.
Po ośmiu latach PiS ma spory problem. Nie może „jechać” na tym samym wózku, rządzi wszak dwie kadencje, a rozbudowana klientela jest faktem. Wierność kosztuje.
(Resztą problemów zajmiemy się w innym miejscu.)
Konsekwentnie więc, choć przy wielu przeciwnościach, krajowych i zagranicznych, J.K. modyfikuje kształt państwa, którego docelowym modelem jest, jak nam się wydaje, państwo autorytarne, na kształt azjatyckich tygrysów, zwłaszcza Singapuru.
Wymienienie tego miasta-państwa nie jest przypadkowe. Azjatyckie państwa – „koty”, różnią się bowiem od siebie.
Strasznie wybiórczo opozycyjni dziennikarze, o politykach nie wspominając, komentują słowa Prezesa (wiadomo którego).
Najczęściej zresztą kompromitują się, gdyż te „kontrowersyjne” wypowiedzi J.K. oparte są na badaniach, bądź bazują na konkretnych faktach.
Zaskoczyło nas, że dopiero, bodajże z początkiem lipca, opozycyjne środowiska zaczęły panikować, iż J.Kaczyński może wprowadzić któryś ze stanów ograniczających prawa obywatelskie, np. w celu przesunięcia wyborów.
Gdy „przedkampanijna” kampania dopiero się rozkręcała, niemal dokładnie to zapowiedział J.K. podczas jednego z wystąpień . Cytat z pamięci: „Będą musiały zapaść decyzje, które nie wszystkim się spodobają”. Myśmy wówczas zadrżeli i czekali na falę oburzenia… a tu nic.
Podczas tego samego wystąpienia J.Kaczyński wspomniał o Singapurze i cóż… jeśli poskładacie Państwo wszystko, co w ostatnich latach robił i mówił lider PiS, to jest to właśnie Singapur.
Zerknijmy na potęgi gospodarcze współczesnego świata. Oczywiście USA, kraj poza skalą, jedyny, który może drukować ile chce własnej waluty, a w razie czego może wprowadzić (uwaga! ubaw po pachy) „demokrację” w dowolnej części świata.
Niemcy i Japonia, ta ostatnia nawet w Azji, jednak obydwa te państwa nie rozwinęły gospodarki w sposób, w który uczyniły to później tzw. „azjatyckie tygrysy”.
Przy omawianiu sukcesu powyższych państw podkreśla się cechy narodowe ich obywateli. Cóż… Troszkę to rasistowskie, ale może coś w tym jest. Pewne jest natomiast to, iż po II Wojnie Światowej, dzięki parasolowi ochronnemu USA, kraje te nie musiały ponosić ogromnych wydatków na obronność. Można było dzięki temu przekierować te środki na gospodarkę.
Dochodzimy do wspomnianych „azjatyckich tygrysów”, ku ich bowiem modelowi rozwoju, naszym zdaniem, zmierza J.Kaczyński.
Korea Pd. to najlepiej funkcjonujący w powszechnej świadomości przykład. Wszystkie te państwa podążały jednak tym samym szlakiem i nie jest to droga demokracji.
To były/są państwa autorytarne.
Czym jest demokracja? Demokracja jest chaosem. Jest nieustającą, jawną i ukrytą walką różnych grup interesów, politycznych i gospodarczych, przy mniej bądź bardziej odkrytym udziale państw sąsiednich.
Reguły, do których przestrzegania zobowiązuje się państwo demokratyczne, umożliwiają ingerencję obcym państwom, a tylko skończony kretyn (pozdrawiamy was) może twierdzić, iż państwom tym zależy na interesie kraju, w którego sprawy wewnętrzne ingerują.
Polska jest dużym krajem, leżącym w miejscu umożliwiającym odgrywanie istotnej roli w geopolityce. Nie demonizujemy Niemców, to są po prostu podstawy polityki międzynarodowej, że w interesie naszego zachodniego sąsiada, podobnie jak Rosji, z uwzględnieniem specyfiki oczywiście, nie jest silna Polska.
Niestety, nie mając podobnej do Niemców pozycji w Europie, mamy ograniczone pole zawierania sojuszy. Pozostałe państwa Europy Środkowo-Wschodniej są niewielkie i nawet jeśli zadeklarują sojusz w jakiejś sprawie z Rzeczpospolitą, to odstąpią od niego bez specjalnego poczucia winy, dogadując się za naszymi plecami ze starymi państwami Unii.
Stąd jedynym realnym sojusznikiem Polski są USA, dopóki mają w tym interes. Ciekawe perspektywy stwarzają też obecne zakupy uzbrojenia w Azji.
Żadnemu państwu nie jest na rękę taka władza u sąsiada, która skutecznie dba o swoje interesy. Proszę zwrócić uwagę, jakiego typu organizacje wspierają płynące z zagranicy do Polski fundusze. Zmierzają one do decentralizacji państwa i osłabienia władzy centralnej. Słowem – do dzielenia. Podzielonych, łatwo już skłócić, a potem przeciągać pojedynczo na swoją stronę, kusząc profitami. Można wyławiać spośród nich jednostki i grupy, które w zamian za wsparcie finansowe będą narzędziami w rękach sponsorów.
Czymś dziwnym jest, by wspierać w swoim kraju mniejszość sąsiada!
Jeśli identyfikujesz się z sąsiednim krajem, jedź tam żyć. W przeciwnym razie, w sprzyjających okolicznościach, mniejszość taka faktycznie się tam przeniesie, jednak wraz z kawałkiem kraju, który aktualnie zamieszkuje.
Usuńcie Państwo wielkie, szczytne hasła ze statutów tych finansowanych z zagranicy organizacji. Pozostanie to, co powyżej opisaliśmy.
Ekolodzy? To najlepsi komandosi paraliżujący rozwój kraju, w którym zasponsoruje się ich „ratowanie świata”.
I właśnie temu przeciwstawia się władza autorytarna, oczywiście w nieładny sposób, tzn. ograniczając wolność słowa i pluralizm. Gwarantuje jednak spokój, porządek i możliwość bogacenia się.
Taką właśnie ofertę składa społeczeństwu PiS.
Nie oceniamy, czy to dobre czy złe. Nie analizujemy, czy możliwa jest taka konstrukcja w centrum Europy.
Tak jednak w istocie wygląda propozycja J.Kaczyńskiego dla Polski.
Jak jednak ją zrealizować w sytuacji, gdy główny architekt do najmłodszych nie należy, a po jego odejściu podział na prawicy jest nieunikniony? Pożyjemy, zobaczymy.
Zakładając iż projekt byłby realizowany.
Władza autorytarna musi dbać o poparcie w społeczeństwie, by znaczna jego część była zadowolona.
Stąd rozdęty budżet ze środkami przeznaczonymi, mówiąc wprost, na kupienie spokoju społecznego.
Tak jest! W dzisiejszym świecie, by wprowadzić istotne reformy, trzeba „przekupić” społeczeństwo.
To w zasadzie istota demokracji. Głosujemy na obietnice. Nieprawdaż?
W utrzymanie spokoju i cóż… kupowaniu go… bardzo pomaga silna gospodarka, a tu również autorytarna władza ma atuty. To było wszak kluczowym źródłem sukcesu azjatyckich tygrysów.
Słynne koreańskie czebole.
Nie wchodząc w szczegóły, tą właśnie politykę realizuje Pan Obajtek, naruszając przy tym interesy grup i jednostek.
Oburzają się ludzie, umocowani w przedpisowskich zależnościach i powiązaniach, że PiS nie trzyma się zasad. Uderza to w ich kieszenie, zaburza dotychczasowe przepływy, rozciąga kontrolę nad obszarami, które do tej pory kontrolowane były w nikłym stopniu.
Nie piszemy tu o jakichś teoriach spiskowych. Po prostu istnieją gospodarcze powiązania, wzajemne relacje i układy, służące określonej grupie, w owych ekonomiczno-politycznym świecie usadzonym.
Jeżeli nadal ktoś się uśmiecha właśnie i bagatelizuje czytane tu treści to przypomnijmy coś, co jest obecnie powszechnie znane. Prestiżowe (nietechniczne) zachodnie uczelnie nie dają najlepszego wykształcenia, dają najlepsze znajomości procentujące przez całe życie.
Czy trzeba dodawać, że ludzie Ci nie są lojalni wobec swojej ojczyzny? Nie trzeba chyba też wspominać, iż takich „wykształciuchów” nie ma zbyt wielu w szeregach PiS. Nie ma więc wśród nich oporów, by system „rozwalić”, skoro nie wiążą ich zależności, długi wdzięczności i wzajemne koneksje.
Stąd oburzenia względem Pana Glapińskiego i Obajtka. Oni nie trzymają się zasad, oni realizują interes państwa. Swój oczywiście również ale właśnie tak działa ten nowy-stary system.
W ich przypadku zależności występują jedynie wewnątrz kraju, to one stanowią więc priorytet ich działań.
Do łez śmieszą nas zarzuty opozycji, iż Panowie Glapiński czy Obajtek tak prowadzą swoje działania, by zapewnić jak największe wpływy do budżetu państwa. Z tego formułuje się zarzut!
Fundament solidarnościowego państwa, redystrybucja…
Czasem „mądrość inaczej” opozycyjnych środowisk naprawdę przytłacza.
Reasumując. Między ponadnarodowymi sferami ekonomicznymi, a światem polityki funkcjonują naturalne powiązania. Jedni i drudzy mają bowiem interes we wzajemnych relacjach pielęgnowanych w celu podtrzymania systemu.
Tylko człowiek w tych środowiskach „wyklęty” taki jak J.Kaczyński, może ten system „rozwalić” w jakiejś skali. Co mu w końcu zależy? Nie ma tam przyjaciół.
Oczywiście nie piszemy tu o jakiejś izolacji gospodarczej. Chodzi tu o to, by do maksimum zwiększyć płynące do kraju korzyści, wynikające ze współpracy międzynarodowej.
Tu trzeba być elastycznym, naciskać tam, gdzie można, by wyrównać płynące korzyści, wycofać się zaś w tym miejscu, gdzie może dojść do zerwania, jeśli to zerwanie będzie miało niekorzystne konsekwencje.
Celem polityki J.K. jest modyfikacja tych zależności, próba ich przebudowy w ten sposób, by państwo polskie było liczącym się graczem w europejskiej polityce. Nie jako dodatek. Jako samodzielny gracz.
Takie rzeczy robi się w kontrze, nie na zasadzie klientelizmu, co faktycznie postuluje większość opozycji. I bardziej są tu przydatne odległe, niż bliskie sojusze.
Przyjęcie wspólnej waluty. Wręcz afirmacja ingerencji obcych instytucji w funkcjonowanie polskich. Kto wie, może to właściwa droga, z pewnością jednak osłabia ona pozycję państwa polskiego, jako suwerennego gracza na arenie międzynarodowej.
Do realizacji niezależnej polityki potrzeba ludzi. Ludzi spoza systemu.
Nie darujemy i wspomnimy jeszcze raz.
Dziwią się różni (inwektywa) że PiS stanowiska w „gospodarce” obsadza partyjnymi nominatami, a nie międzynarodowymi expertami. Co za (inwektywa) z was. Skoro PiS chce rozerwać zależności oparte na znajomościach i wzajemnych powiązaniach, potrzebuje ludzi, którzy będą spoza tych powiązań. Potrzebuje ludzi, którzy będą realizować politykę rządu, a nie wzbogacać CV pod kątem przyszłej kariery w międzynarodowych koncernach czy instytucjach.
Stąd to ludzie często „spaleni” na wolnym rynku. Nie mają oni po prostu wyboru, muszą być wierni.
Tu jest także uzasadnienie wysokich wynagrodzeń. Palisz za sobą mosty, musisz być pewny, że będziesz zabezpieczony. Po prostu wykonuj więc swoją robotę.
I tu ponownie pojawia się Singapur.
Władza autorytarna. Twarde, restrykcyjne prawo, zapewniające jednak bezpieczeństwo i czystość przy okazji (ogromne kary za rzucenie niedopałka i guma do żucia na receptę).
Kraj funkcjonuje w myśl zasady: służysz państwu, czerpiesz profity.
Służba publiczna, czyli kariera urzędnicza, to droga do zostania milionerem.
Oczywiście w Singapurze urzędnicy to specjaliści, świetnie wykształceni fachowcy. Cóż… zakładamy, że to kwestia czasu.
To jest właśnie wizja państwa budowanego przez J.Kaczyńskiego.
Państwo niezależne, silne gospodarczo, bezpieczne i czyste
Ceną jest (mniejsze? większe?) ograniczenie wolności i swobód.
Przypominamy, że nie oceniamy tej wizji w kategoriach dobra i zła.
Fajnie by było jednak posłuchać na jej temat dyskusji, rzeczowej, merytorycznej, czego sobie i Państwu życzymy.