Pana Tomasza Lisa obrona? I dlaczego Pan Żakowski otwiera szampana (fakt, nie pytanie).

Czy opisane w mediach niewłaściwe zachowania Redaktora Lisa faktycznie miały miejsce? Jesteśmy przekonani, iż w 100% tak.

Sądzimy jednak, iż były one nieintencjonalne w tym sensie, że Pan Lis absolutnie nie uważał, że robi coś złego.

Redaktor Lis to po prostu wzorzec z Sevres idealnego Polaka III RP. Problem polega na tym, że wszyscy tacy być nie mogą, gdyż nieodłącznym elementem ukształtowania takiego człowieka jest kariera „po trupach”.

Self made man, który dzięki swoim staraniom, trudom i ciężkiej pracy doszedł do sukcesu, eliminując nie dość twardych, ewentualnie słabiej umocowanych towarzysko konkurentów.

Działo się to w czasach, gdy media dosłownie wymuszały w społeczeństwie szacunek wobec tych ludzi, podziw, uznanie. I nikt nie patrzył na wdeptanych po drodze czy „drobiazg” nazywany wspólnotą.

Powstała grupa celebrytów – dziennikarzy, z wzorcowym „wypaczeniem” tego zawodu w postaci Pani Moniki Olejnik.

Ta Pani to jednak przypadek skrajny, symbol perwersyjnego wręcz braku obiektywizmu, kultury i szacunku względem człowieka którego zaprosiło się na rozmowę, a który ma czelność mieć inne od gospodyni zdanie. Każdy wywiad służy promocji swojej nieskromnej osoby (sesje zdjęciowe, dowodzące utraty kontaktu z rzeczywistością, tym razem przemilczmy).

Najgorsze zaś, że wiele dziennikarek i dziennikarzy powiela ten „model”.

Wracając do tematu.

Pan Lis czy śp. Pan Durczok, to była realizacja pewnej szerszej społecznej wizji, a nawet misji, której towarzyszył osobisty sukces, będący niejako owej misji potwierdzeniem.

Płynące zewsząd (tzn. z ich środowiska) podziwy, tylko umacniały ich w słuszności obranej drogi i rozgrzeszały z chamstwa wobec współpracowników.

Skoro moje życie jest pełne sukcesów, to racja jest po mojej stronie. Umacniają mnie w tym podwładni, co oczywiste oraz politycy (co smutno-przezabawne).

Zdewastował nas intelektualnie rocznicowy odcinek piątkowego poranka TOK FM jeszcze za prezydentury B.Komorowskiego. W studiu obecna była pełna „trzódka”, czyli Pan Żakowski, plus Panowie Wołek, Lis i Władyka. Wspomniany prezydent oraz jego poprzednicy dzwonili do programu z gratulacjami.

Czasy się zmieniają i ruch „Me Too” sporo namieszał. Odtąd w USA do więzienia nie można już ze 100% pewnością trafić wyłącznie za podatki ale i za sprawy obyczajowe, od których niedaleka droga do mobbingu.

Ruch „rozlał” się na cały świat i naturalnym celem owego ruchu są ludzie pokroju Pana Lisa, śp. Pana Durczoka, a z ostatnich, najgłośniejszych przypadków, niesławnego Pana Mejzy .

Oczywiście ten ostatni to nie branża medialna, niemniej to jeden do jednego to samo co przytoczeni dziennikarze.

„Młodzi”, prężni, wygadani, epatujący siłą i pewnością siebie. Parcie na szkło. Sukces.

Ameryka po prostu.

Oczywiście ich kariery są wpisane w szerszy kontekst. Zostali przygarnięci i zaopiekowani finansowo i medialnie. Nie musieli przy tym, jak to w ostatnich latach się dzieje, sprzedawać się. Taka była rzeczywistość, taki był schemat i promowana droga na szczyty. Omawiani Panowie, zapewne szczerze wierzyli w ten model społeczny, oparty na indywidualnym sukcesie.

Trzeba zapewnić określoną jakość, więc ją zapewniamy. Na empatię nie ma tu miejsca. Ja odpowiadam za całość. Jeśli coś spartolisz, idzie to na moje konto. Nie spartol więc.

Ta konstrukcja z punktu widzenia ekonomicznego ma sens, z punktu widzenia ludzkiego skłania do lizusostwa i niszczenia podległych ludzi.

Kreowanie. Minęło już wiele lat od czasu ślubu Pana Lisa z Panią Rusin i choć temat ten nijak nas nie interesował, to i tak atakował nas z każdej strony i musieliśmy wiedzieć co i jak, mniej więcej w ten sam sposób, w jaki wiemy kto to są Kardashanki, choć wiedza ta nas „boli”.

Jakiś czas temu przeprowadzono badania pokazujące, że szefowie, przedsiębiorcy prowadzący biznes mają osobowości despotyczne. I jest to reguła, nie wyjątek.

Ludzie tacy jak Pan Lis to samce alfa. Szowinizm. Siła i testosteron. Czym są maratony, w których udział podkreślają dziennikarskie i polityczne „ikony”, z Panem Tuskiem na czele.

To „obsikiwanie” terenu. To pokazywanie: jestem silny, jestem alfa.

Płacę ci, więc wymagam. Zarabiasz dzięki mnie, więc mnie słuchaj. Gdzie byłbyś beze mnie? Ja płacę, ja dyktuję warunki i w ogóle wolno mi więcej. W końcu mnie też rozliczają z wyników.

To właśnie słowo klucz: wyniki.

To przekleństwo minionych lat i naszego modelu gospodarczo-społecznego.

I teraz proszę sobie wyobrazić. Przychodzi do redakcji Newsweeka młody/a albo i niemłody/a, w każdym razie lewicowy/a idealista/ka, jacy prowadzą niektóre audycje w TOK FM, albo często są zapraszani do owej rozgłośni. Wierzy on/a w te wszystkie, z punktu widzenia ludzi jak Pan Lis, dziwne …hmmm… idee.(1)

I szlag Pana Lisa trafia, gdy słyszy podczas zebrania redakcji jakieś „oryginalne” propozycje z ust człowieka, dla którego wyniki są na drugim planie, a liczą się idee, spośród których część, dla człowieka pamiętającego jeszcze siermiężne czasy PRL, to jakieś „potworki”.

I co robi staroświecki, kapitalistyczny szef, dbający o jakość swojej firmy według tradycyjnych, konserwatywnych standardów? Wyśmiewa jego zdaniem „głupka”.

To jest norma w biznesie w naszym modelu gospodarczo-społecznym.

Hmmm… tak nam właśnie przyszło do głowy. Pani Renata Kim. Choć już nie najmłodsza i zdaje się nie najgorzej umocowana w środowisku, to ta Pani miewa takie „odloty”, że jesteśmy sobie w stanie wyobrazić irytację Pana Naczelnego na jakiś oryginalny pomysł Redaktorki Renaty.

Na marginesie wywewnętrznimy się tu Państwu, że to przecudne uczucie, gdy mamy szefa gnoja, ale możemy sobie pozwolić na powiedzenie mu, że jest…. Trzeba jednak albo mieć poduszkę finansową albo fach zapewniający pewność znalezienia pracy.

W przypadku więc posiadania szefa takiego typu, wszystkim Państwu życzymy powyższego.

Co jednak mają zrobić dziennikarze bez „nazwiska” w sytuacji kurczenia się rynku mediów tradycyjnych?

Kładąc uszy po sobie i pokorniejąc, gdyż „za coś żyć trzeba”, skazują się, w bliższej bądź dalszej perspektywie na jakąś formę depresji i brak szacunku do samego siebie.

Artykuł się rozrasta, więc tylko krótko wspomnimy o samej depresji. Co to jest wie niemal wyłącznie ten, kto jej doświadczył. Wiadomo, że jest różna podatność na nią i możliwe, że osobowości Panów Lisa i Durczoka należały do tych z gatunku „co nas nie zabije, to nas wzmocni”. Opisywany przez nas wzorzec self made mana promował takich ludzi.

Człowiek, który wie, co to znaczy być niszczony przez przełożonego i z jakimi kosztami się to wiąże, byłby idealnym szefem zwłaszcza dla początkującego pracownika.

Tylko czy szefem zostanie ktoś z wysokim stopniem empatii, skoro sukces w biznesie zapewnia darwinizm, a „prezes” jest przekonany, iż marnowana jest jego ciężko wypracowana „krwawica”?

Generalnie chodzi o starcie starego z nowym i cieszymy się z tego procesu, nawet pomimo faktu, iż nasi rodzimi, obyczajowi lewicowcy czasem odlatują w przedziwne rejony.

Przepełnieni pięknymi ideałami i deklaratywną miłością, uruchamiają wszystkie dostępne sobie „maszynki” by zniszczyć ludzi o odmiennych od ich poglądach.

Tymczasem… kto się najbardziej cieszy z upadku Pana Lisa?

Oczywiście Redaktor Żakowski.

Oj, w niejednej piątkowej audycji  w Radiu TOK FM, gdzie gospodarzem jest ów Pan, dało się wyczuć kompleks prowadzącego wobec byłego już szefa Newsweeka.

Zdarzały się jednoznaczne zaczepki i prowokacje.

Panów dwóch łączy bowiem tylko antykaczyzm, różni cała reszta.

Pan Lis, jako się rzekło, to darwinista, z nazwiskiem które wzbudza drżenie u niejednego podwładnego (stąd zamieszanie z zeznaniami pod nazwiskiem „mobbingowanych” przez byłego już naczelnego Newsweeka.

Pan Żakowski to skrajny lewicowiec, „wrażliwy” ale niestety z mega-przechyłem w stronę, gdzie ideologia przykrywa człowieka. Czasami, gdy słuchamy Pana Żakowskiego odnosimy wrażenia, że w imię realizacji swoich pięknych wizji, byłby on zdolny do wielu ofiar. Problem w tym, że ofiarami byliby nie zgadzający się z tą jego wizją świata ludzie.

Doświadcza tego Pan Wołek, traktowany przez Pana Ż. z pobłażliwością w porywach przechodzącą w lekceważenie. Pan Wołek jest jednak niegroźny. To po prostu Pan Wołek, choć kilka razy dał dowód, że pod względem wiedzy teoretycznej z niektórych dziedzin, przewyższa swoich kolegów z „trzódki”. Nie stanowi jednak konkurencji dla Pana Żakowskiego czy Lisa. Nie „obsikuje” terenu.

Jeszcze mniej można powiedzieć o Panu Władyce. Brak barwy. Jest i tyle.

Nie wątpimy więc, iż Pan Żakowski nie sprzeciwił się podczas redakcyjnych narad w TOK FM „grillowaniu” Pana Lisa. Podejrzewamy nawet pewien entuzjazm.

W piątkowy poranek, gdy wybuchła afera, dosłownie minuty przed początkiem audycji „internety” wrzuciły nam info o lobbingu w Newsweeku. Przed drugim „wejściem” na antenę gości, w tym Pana Lisa, w TOK-owych informacjach pojawił się ten news.

Grillowanie się zaczęło i wątek ten powracał przez kilka kolejnych dni regularnie w autorskich audycjach oraz informacjach.

Jest 30 czerwca 2022 r. Co dzień sprawdzamy na Onecie. Oczywiście mogło nam umknąć ale wydaje się nam że jeszcze w portalu „kolegi” ani razu nie pojawiła się informacja o oskarżeniach wobec Pana Tomasza.

Prawdziwych przyjaciół poznaje się w „biedzie”.

Przypisy:

(1) Prawdę mówiąc, te idee i dla skrajnie „postępowego” TOK FM bywają zbyt radykalne, czego dowodzi historia Pani Karoliny Kowalskiej. Do jej usunięcia ze stacji nie przyczyniły się „obyczajowe” tematy poruszane na antenie, po wysłuchaniu których czasami mózg nam „parował”. Powodem było uderzenie po kieszeni, które prowadząca „Analizy” zaserwowała swojemu pracodawcy.

One Reply to “Pana Tomasza Lisa obrona? I dlaczego Pan Żakowski otwiera szampana (fakt, nie pytanie).”

  1. fiufiu

    Autor albo jest prorokiem albo ma dojścia. Artykuł z czwartku, a Kim się ujawniła w niedziele:)

Komentarze są wyłączone.