Zapowiedziany artykuł poświęcony Panu Passentowi, pokazujący intrygujący fenomen ludzi, którzy niby coś rozumiejąc, nic nie rozumieją, kiedyś powstanie.
Słuchamy jednak właśnie „mądrości” Pana Daniela w TOK FM i ciśnienie nam się podnosi.
Krótki więc pokaz tego, że może warto czasem spojrzeć z zewnątrz na myśl, którą się zamierza wypuścić w świat.
Poniższy text miał być częścią dużego artykułu, poświęconego omawianej tu postaci.
Zapraszamy do lektury.
Czytamy felieton Daniela Passenta w Polityce, nr 5 z 2021 r. i znów się dziwujemy. Niestety często widzimy, iż Pan Redaktor nie potrafi wyjść poza schemat myślenia, który kiedyś sobie narzucił (lub mu narzucono). W tym jednak konkretnym przypadku jest to bardziej niż zwykle niezrozumiałe.
Pisze Pan Daniel o wojnie: „…nie dostrzegam dobrych stron wojny. Być może nie mam racji…”.
Otóż uważamy, że ma Pan Passent stuprocentową rację. Całkowitą. Nie ma dobrych stron wojny…… tylko że wojny po prostu są i choć z całego serca tego nie chcemy, będą.
Konkluzja felietonu jest jednoznaczna. Stawianie młodzieży za wzór postaci, które na polach bitew walczyły w obronie swojego kraju jest złe. Idąc dalej, nie jest wskazane wpajanie młodzieży postawy polegającej na przekonaniu o obowiązku obrony swojej ojczyzny.
Abstrahujemy tu od oczywistości, iż wpajanie czegokolwiek młodzieży, przynosi zazwyczaj odwrotny efekt.
To, że TOK FM, Gazeta Wyborcza i „okolice” walczą jak mogą z pojęciem „ojczyzna” i „patriotyzm” i wiązaniem z nimi pozytywnych wartości, oraz że dążą do przekazania prawa do decydowania o losach Polski innym krajom jest oczywiste. Ich prawo, choć źle o nich świadczy unikanie nazywania rzeczy po imieniu.
Jednak w przypadku Pana Passenta, skrajny pacyfizm w kontekście II Wojny Światowej zyskuje dodatkowy wymiar.
Nie chcemy wojny. Żaden przyzwoity człowiek nie chce wojny. W 1939 r. zapewne jakaś część Polaków liczyła na wojnę z nazistami, wierząc w gwarancje „Zachodu” i szansę dania nauczki Niemcom. Nie sądzimy jednak, by była to większość społeczeństwa. A jednak musieli stawić jej czoła.
Pan Passent z pewnością nie miał tego na myśli ale jedyny logiczny wniosek wypływający z jego tekstu jest taki, że należało nazistom oddać Polskę bez walki. (W tym miejscu warto nadmienić, że było to dokładnie to co Brytyjczykom proponował Mahatma Gandhi licząc na „wyrzuty sumienia nazistów”).
W wiekach wcześniejszych nie byłoby to nawet „tak wielką tragedią”, ot ludzie chcący wolnej Polski zostaliby wymordowani, ukrywaliby się albo uciekliby do innych krajów, a reszta żyłaby sobie lepiej lub gorzej pod butem Prusaka, Rosjanina czy Austriaka, co jak wiemy miało miejsce.
Rzecz w tym, że oddanie się Hitlerowi oznaczało zagładę narodów. To była wojna inna niż wszystkie. Przecież m.in. Żydzi mieli być exterminowani, a Polacy zachowani jedynie jako niewykształcona siła robocza.
Niewykluczone, że jakaś część inteligencji polskiej by przetrwała po hipotetycznym zwycięstwie III Rzeszy w II Wojnie Światowej. Wszak pod okupacją prasa „gadzinowa” była wydawana i można się było za cenę utraty ideałów utrzymywać tą drogą. Może więc Pan Passent zahaczyłby się w jakiejś tolerowanej przez władze „Polityce”.
A nie, nie Pan Passent. Tym bardziej dziwi jego felieton.
Nikt nie wdrożył w życie bardziej konsekwentnie wniosków wypływających z II Wojny Światowej niż Izrael. Chcesz być bezpieczny, musisz być silny.
Powtarzamy, Pan Passent nie myślał o wojnie w przytaczanym tu kontekście ale to są oczywiste wnioski wypływające z lektury jego artykułu.
„Jeśli chcesz pokoju, szykuj się do wojny” to niemiłe ale prawdziwe słowa które swej aktualności nie straciły do dzisiaj. (Uprzejmie informujemy, że text ten, odnoszący się do artykułu D.P. powstał zanim dwa dni temu Pan Ławrow zacytował Tytusa Liwiusza).(1)
Czy Ukraina straciłaby Krym gdyby nie zrezygnowała z arsenału atomowego? Gdzie są gwaranci nienaruszalności ukraińskich granic?
Wojna jest straszna i list przytoczony przez Redaktora wiernie oddaje jej obraz. (Pan Passent przytacza list żołnierza z okopów I wojny światowej).
Tylko właśnie rezultatem DOKŁADNIE TEGO CO JEST ZAWARTE W CYTOWANYM LIŚCIE był wzrost potęgi Hitlera.
Po okropieństwach pierwszej wojny światowej społeczeństwo Wielkiej Brytanii i Francji nie chciało wojny, dzięki czemu Hitler łamał wszelkie umowy bezkarnie. Po 1933 r. było multum nawet nie tyle pretekstów co po prostu wynikających z zawartych umów i gwarancji okazji, by ukrócić samowolę wodza III Rzeszy. Owe osławione niemieckie siły pancerne jeszcze podczas pokojowego zajmowania Austrii miały ogromne trudności, by dojechać do celu, co zaowocowało wściekłością Hitlera wobec generałów.
Jeszcze we wrześniu 1939 r., gdyby armia francuska nie tkwiła bezczynnie za „nie do zdobycia” Linią Maginota, byłoby po wojnie, a miliony ludzi na całym świecie ocaliło by swoje życie.
Nie ruszyli się, bo wojna jest zła. Czasem jednak trzeba.
Czy nam się to podoba czy nie, tylko siła jest gwarancją bezpieczeństwa i ponownie, czy nam się to podoba czy nie, jedynie Stany Zjednoczone są krajem, który gdy trzeba, nie zawaha się uderzyć.
Oczywiście w obronie swoich interesów, dlatego jedyną gwarancją bezpieczeństwa państw takich jak Polska, jest jak najściślejsze związanie się z zamorskim mocarstwem.
Ludzie, którzy uważają, że Zachodnia Europa zagwarantuje nam bezpieczeństwo terytorialne to mitomani, którzy powinni trzymać się jak najdalej od polityki zagranicznej.
Nie ma pewności czy Stany Zjednoczone nam pomogą zbrojnie w godzinie próby, jednak z pewnością Europa tego nie uczyni.
Niestety środkowa i południowa też nie. Zbyt dużo tu konfliktów interesów i historycznych pretensji, których eskalacja, a w następstwie otwarty konflikt, jest niestety kwestią czasu.
Z tego względu Polska musi mieć armię. Sprzętowo jesteśmy i będziemy słabi. Wiadomo skąd grozi nam potencjalny atak i w tym kontekście przedmurze w postaci naszych wschodnich sąsiadów jest bezcenne. Jednak kupiony w ten sposób czas i najlepsze uzbrojenie niewiele nam pomoże, jeśli żołnierze nie będą chcieli się bić. Stąd państwo jeśli chce przetrwać musi mieć ludzi gotowych w jego obronie zabijać, narażając własne życie.
Trzeba więc pokazywać młodzieży ludzi, którzy ryzykowali własnym życiem, by inni mogli żyć.
Kolejny, równie prawdziwy co poprzednio przytoczony cytat, choć zdecydowanie bardziej brutalny w swej dosłowności. Słowa gen. Pattona, iż na wojnie nie chodzi o to, by oddać życie za ojczyznę, ale by ten po drugiej stronie oddał życie za swoją ojczyznę.
Tylko czy ludziom pracującym w mediach w których słuchamy Pana Passenta zależy na tym, żeby państwo Polskie przetrwało? Kiedyś ułożylibyśmy tu jakieś niejednoznaczne zdanie z mrugnięciem oka i sugestią. Rzecz w tym, że nie ma wątpliwości, że większość ludzi, których słuchamy w takich mediach jak Radio TOK FM czy TVN nie chce Polski w rozumieniu suwerennego państwa. To nie jest hipoteza, to stwierdzenie faktu.
Przecież dopiero od 3-4 lat, można usłyszeć w tych mediach, że wstąpienie do Unii Europejskiej oznaczało oddanie części suwerenności. To było oczywiste od zawsze, ale w 2004 r. i przez kolejne dziesięciolecie nie było to w stanie przecisnąć się przez gardła różnych (wstawcie sobie Państwo tu jakąś inwektywę).
Niestety przekleństwem Polski po 1989 r. jest to, że zamiast uczciwie dyskutować nad jakimś zagadnieniem wyprawia się na nim przedziwne wygibasy. Może korzystne jest to oddawanie suwerenności? Przydałaby się jakaś uczciwa debata na ten temat. Debata, czyli konfrontacja różnych poglądów i wizji świata.
Tymczasem tacy ludzie jak Pan Passent uważają, że mają monopol na prawdę. Może mają, nie wiemy. Nam się to jednak kojarzy z fanatyzmem.
Nieco z innej beczki ale przy okazji strajku mediów uśmiechnęliśmy się pod wąsem smutno. Bo gdy w redakcjach „postępowych” zaczyna brakować kasy, nagle się okazuje, że ideały, „ludzkie traktowanie” i „zasady wszelakie przyzwoitości”, jakoś chyba niespecjalnie uwewnętrznili managerowie owych mediów. W rezultacie przejęcia władzy przez PiS, przekierowania reklamowego strumienia pieniędzy i spowodowanego tym cięcia kosztów, nagle się okazało, że te pełne ideałów środowiska też potrafią zwalniać ludzi w równie paskudny sposób, jak to się podobno czyni gdzie indziej.
Pan Passent tego wszystkiego nie rozumie, choć niby dlaczego miałby rozumieć. Wypracował sobie przez lata pozycję. Jest nietykalny ale gdzieś po drodze empatia się zagubiła, a jeśli dziennikarz nie ma w sobie empatii to jest…. (kimśtam ale na pewno nie prawdziwym dziennikarzem).
ps.
Bardzo byśmy prosili o konkretne przykłady owej „błyskotliwości umysłu” i „nieprzeciętnego poczucia humoru” Pani Katarzyny Kasi. Pan Passent co i rusz o nich wspomina. Od mówienia, że ktoś o wzroście 180 cm. ma dwa metry, osoba taka nie urośnie.
Słuchamy tej Pani, słuchamy i nie słyszymy.