O „sukcesie” Roberta Biedronia (Wiosna) w eurowyborach 2019 r.

Pan Biedroń jest sympatycznym człowiekiem.

Zaczynamy od tego zdania, by zasygnalizować, iż nic przeciwko liderowi partii Wiosna (jako człowiekowi), nie mamy i naprawdę uważamy go za sympatycznego przedstawiciela gatunku homo sapiens sapiens.

Asekurujemy się, gdyż wszystko co piszemy poniżej może być odebrane jako atak na świeżo upieczonego europosła, i cóż… w sferze politycznej jest to słuszna konkluzja.

Opisujemy rzeczywistość tak jak ją widzimy, i choć wydaje nam się, że widzimy ją właściwie, to nie rościmy sobie prawa do nieomylności i rozumiemy, iż możemy nie dostrzegać pewnych aspektów, niuansów itp.

Pewne rzeczy nie ulegają jednak wątpliwości i jedną z nich jest skala „sukcesu” w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2019 r., co ładnie obrazuje dziełko naszego czytelnika:

Robert Biedroń.

W jaki sposób R.B. zdobył rozpoznawalność i w konsekwencji wszedł do polityki jest sprawą oczywistą. Każdy gra tym co ma i nie ma co tego wątku rozwijać.

Do urzędu prezydenta Słupska wiodła mniej lub bardziej wyboista droga politycznej kariery przybrana mniejszymi i większymi kontrowersjami, którymi również nie ma się co zajmować.

Ostatecznie to zwycięstwo w wyborach lokalnych pozwoliło ukonstytuować się Panu Biedroniowi jako autonomicznemu, w pełni samodzielnemu politykowi.

Prezydentura jest różnie oceniana, faktem jednak jest, iż sukces w kolejnych wyborach firmowanej przez niego ekipy o czymś świadczy.

Czas jednak było wypłynąć na szersze wody i…….. partia Wiosna to przykład wszystkich absurdów, nielogiczności, demagogii, a nawet patologii, charakterystycznych dla dominującego w naszym kręgu cywilizacyjnym modelu demokracji.

Cyrk – to odpowiednie słowo, opisujące show w trakcie którego ogłoszono powstanie partii i zaprezentowano jej program.

Padły obietnice całkowicie oderwane od rzeczywistości, za to od uśmiechów i pozytywnej energii można się było nabawić cukrzycy.

Aż szkoda przytaczać te fantasmagorie. Przez kolejne dni ich absurdalność obnażali publicyści, również ci o antypisowskim nastawieniu.

Przedstawiciele „Wiosny” nie potrafili po prostu wyjaśnić, w jaki sposób sfinansują swoje postulaty.

Oczywiście były to rozważania czysto abstrakcyjne, gdyż przy dzisiejszym rozkładzie sił na scenie politycznej, „ekipa” byłego prezydenta Słupska nie miała szans na realizację swych postulatów przy kilkuprocentowym udziale w Parlamencie.

Nawet przy założeniu, że brakujące do większości głosy mają znacznie większą wagę, postulaty „Wiosny” byłyby albo zbyt radykalne dla PO, albo niemożliwe do sfinansowania i ewentualna koalicja parlamentarna skończyłaby się na pozorowanych działaniach, pełnych oczywiście wyrazów radości ze strony lidera.

Owe „wyrazy radości” nawet nieźle się prezentują podczas happeningów, jednak w sytuacji jeden na jeden/dwa wypadają raczej słabo.

Jakiś czas temu w Radiu TOK FM próbowano przepytać przedstawiciela/rzecznika „Wiosny” w sprawie finansowania partii i jej założycielskiego show.

Mniej więcej wyglądało to tak:

– W jaki sposób sfinansowali państwo show założycielskie?

– Świetne pytanie, z chęcią się do niego odniosę ale niestety nie mogę bo nie wiem czy nie złamię prawa (uśmiechy, uśmiechy)

– Kiedy państwo opublikujecie sprawozdanie finansowe

– Super, cieszę się że pani zadała to pytanie (uśmiechy, uśmiechy). Jesteśmy przejrzyści i transparentni i są to wartości które połączyły nas wokół Roberta (uśmiechy, uśmiechy). Następne pytanie proszę (uśmiechy, uśmiechy).

Itd., itp.

Tak mniej więcej wyglądają wystąpienia przedstawicieli „Wiosny” w obecności kamer, gdy zaś obiektywy nie obserwują…

…”Wiosna” okazuje się partią kolesi.

Najbliższym współpracownikom lidera przypadły ciepłe posadki, a że mało ich było (posadek), to pojawili się niezadowoleni.

Natura ludzka wygrała ze szczytnymi ideami, czego najbardziej medialnym dowodem stała się afera ze znęcaniem się nad młodymi działaczami, „świeżakami” jeszcze wierzącymi, że w polityce liczą się jakieś wartości.

Ani to żadna rewelacja, ani nowość. Pan Biedroń po prostu gra na siebie, a w jego potencjalnej drodze na szczyt towarzyszą mu, chcący się przytulić do jakiegoś ciepłego etaciku, „zwolennicy”.

R.B. popełnił jednak błąd, który podczas drogi do tronu nieczęsto uchodzi płazem. Idąc na szczyt, trzeba zawrzeć sojusze, które przyciągną jakiś dodatkowy elektorat. Swoje dyktatorskie ambicje należy zaś zaspokajać dopiero po solidnym usadowieniu się w aparacie państwa.

Wówczas dopiero „wycina” się potencjalnych rywali do przywództwa, obsadzając w ich miejsce nierzadko miernych, byle wiernych i zależnych od siebie. Oczywiście należy to rozegrać tak, by elektorat wyrzuconych pozostał przy liderze.

Wiedział o tym D.Tusk. doprowadzając do tego, iż jego potencjalni rywale sami odchodzili z Platformy. Wiedział o tym J.Kaczyński, usuwając z partii, nierzadko starych przyjaciół, wykazujących się zbyt niezależnym myśleniem.

Odświeżamy sobie właśnie „Historię ZSRR” i tak jakoś nam się skojarzyło, iż Chruszczow, a po nim Breżniew, zrobili dokładnie to samo z „towarzyszami”, którzy pomogli im przejąć władzę. (Nie żebyśmy porównywali powyższe dwójki).

R.B., zagrożony potencjalną klęską w jesiennych wyborach, zdecydował się na koalicję z SLD i Razem i cóż… nie spodziewamy się, iż w ten sposób „zjednoczona” lewica dotrwa z tymi liderami do kolejnych wyborów.

Kończymy apelem do dziennikarza(???) Mikołaja Lizuta, by zapraszając do studia prof. M.Płatek, raczył poinformować słuchaczy, iż gościni jest związana z partią Wiosna. Ktoś mógłby bowiem pomyśleć, iż Pan Redaktor zaprosił do studia niezależnego eksperta.